niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 11 cz. 2 - Co się dzieje?

Poniedziałek
Obudziłam się z bólem głowy. Poczłapałam do łazienki i przemyłam twarz wodą. Nie wyglądałam najlepiej. Podkrążone oczy, sine usta i potargane włosy. Oparłam się o ścianę i powoli zsunęłam się na podłogę. Wtuliłam głowę w nogi. Nie mam siły iść na zajęcia, później pójdę do Skrzydła Szpitalnego. To na pewno nic wielkiego...
Moje "nic wielkiego" okazało się oznaką jakiejś choroby. Pielęgniarka od razu położyła mnie do łóżka i zabroniła kontaktu z innymi, po czym wyszła. Zostałam sama, ale po chwili wróciła.
- Zbieraj się. Mam zgodę od dyrektora. - powiedziała i podała mi torbę na najważniejsze rzeczy. Ale gdzie ja idę?
- Ale jaką zgodne? - kobieta spojrzała na mnie wielkimi oczami.
- Jesteś poważnie chora. Musimy cię przenieść do św. Munga. - powiedziała obojętnie. Co? Jak to? Chciałam zadać tak wiele pytań, chciałam znać tyle odpowiedzi, ale wydukałam tylko:
- Co-o? - mój głos był słaby, nie brzmiał jak mój głos. Chciałam szybko wstać, biec, uciekać, krzyczeć. Ale nie mogłam. Wolno wstałam z łóżka. Przy każdym ruchu bolały mnie kości. Szczególnie w ręce. Tak, w prawym ramieniu. Czułam ból, ból jakiego nigdy wcześniej nie czułam. Pielęgniarka to zauważyła i zabrała mi torbę, sama poszła mnie spakować. Zostałam sama, wszyscy byli na lekcjach. Nie mam jak komuś powiedzieć co się ze mną dzieje. Oni będą chcieli wyjaśnień. Co się ze mną dzieje? Łzy napłynęły mi do oczu. Zamknęłam je.
- Nie teraz, teraz nie mogę. - szeptałam, żeby poprawić sobie samopoczucie. Nie pomogło, ale łzy wytarłam i już się nie pojawiły. Bezradna siadłam na łóżko. Dłuższą chwilę byłam sama. Potem drzwi się otworzyły. Byłam pewna, że to Pomfrey, ale nie był to stukot jej butów. Odwróciłam się. W moją stronę zmierzała profesor McGonagall. Po raz pierwszy tak ucieszyłam się na widok nauczycielki. Miałam tyle pytań. Kobieta podeszła do mnie, a ja zaczęłam:
- Co się dzieje? - spytałam, ale kobieta uciszyła mnie ruchem ręki.
- Posłuchaj mnie uważnie. - jej głos był poważniejszy niż zawsze. Przestraszyłam się. - Będą zadawać ci różne pytania, ale nie odpowiadaj na każde szczerze. - wypowiedziała te słowa szybko, ledwie je zrozumiałam. Ale zrozumiałam, że działo się coś niedobrego. - Masz mówić tak, jakby wszystko było w znakomitym porządku. Nic cię nie bolało, nic cię nie zaniepokoiło. - ruszyła do drzwi, ale zatrzymała się w połowie drogi. - I jeszcze jedno: tej rozmowy nie było.
- Pani profesor! - krzyknęłam, żeby ją zatrzymać. Spojrzała na mnie. Jej wzrok mnie poganiał. - Niech pani powie moim przyjaciołom co się ze mną dzieje. - wyrzuciłam z siebie. Nauczycielka przyglądała mi się. Czekałam i czekałam...
- Dobrze. - rzuciła i wyszła. Położyłam się na łóżku i głośnio westchnęłam. Co działo się dalej - pamiętam jak przez mgłę. Weszła pielęgniarka z moją torbą i dyrektor. Podała mi rzeczy i wyszliśmy na dziedziniec. Potem ja i Dumbledore. Pojechaliśmy wozem do Hogsmead. Tu było pięknie. Kiedyś tu zamieszkam. Tak kolorowo, tyle sklepów, radości, magii... Gdy powóz się zatrzymał, dyrektor złapał mnie za nadgarstek i coś pociągnęło mnie, nas w ciemność... chyba właśnie się teleportowałam...
Poczułam się słabo. Nie wiedziałam gdzie byłam, a wokoło było pełno mugoli. Profesor zbliżył się do witryny i coś powiedział, a potem powiedział, że mam przez nią przejść. Zamknęłam oczy i znalazłam się w sali szpitalnej. Koło mnie pojawił się Dumbledore. Podszedł w stronę recepcji, a ja zanim. Zatrzymał mnie i wskazał krzesło. Czyli nawet nie mogę wiedzieć co mi jest?
~.~
Alicji nie było już na pierwszej lekcji. Co się z nią dzieje? Mam nadzieję, że nie zrobiła nic głupiego.
- Luke. Uważaj, bo Snape widzi, że nie uważasz. - szepnął Percy. Ja tylko zrezygnowanie pokiwałem głową i pogrążyłem się w myślach.
- Pan Castellan powie nam jakie są skutki eliksiru rozpaczy. - powiedział złośliwie tłusto włosy. Już miał mnie pożreć wąż, gdy nagle nadszedł wybawca.
- Severusie muszę zabrać pana Castellana, pana Jacksona, pannę Wesley i pannę Lovegood do mojego gabinetu. - nauczyciel zrobił kpiącą minę i odpowiedział:
- Oczywiście, Minerwo. Oczywiście. - był zadowolony, bo na pewno myślał, że mamy karę lub coś zrobiliśmy. Mi natomiast się wydaje, że chodzi o Alicję. Wyszliśmy za nauczycielką i skierowaliśmy się do jej gabinetu. McGonagall usiadła za biurkiem i wskazała, żebyśmy i my usiedli. Wyglądała na roztargnioną. Przy biurku były dwa krzesła. Profesorka machnęła różdżką i pojawiły się pozostałe.
- Chcę wam powiedzieć, że wasza przyjaciółka, panna Prior, trafiła do św. Munga. - wszyyscy zamarliśmy. Pierwsza mowę odzyskała Ginny:
- Ale, ale... jak to?
~.~
Sala, do której mnie przyprowadzili, była cała biała. Ściany, łóżka, narzuty, zasłony. To wszystko przyprawiało o jakąś depresję. Spojrzałam na inne łóżka. Było ich w sali pięć, jedno okno, dwoje drzwi, a przy każdym łóżku stoliczek i nie duża, ale też nie mała szafa na rzeczy. Koło mojego łóżka stał mój plecak. Podeszłam do niego. Miałam miejsce pomiędzy dwoma ścianami, widok miał na mnie tylko jeden pacjent. Spojrzałam na niego. Był to chłopak, na oko 15-20 lat. Wychyliłam się trochę i zobaczyłam, że zajęte jest jeszcze tylko jedno łóżko. Leżała na nim dziewczyna o długich blond włosach. Płakała. Nie wiedziałam co jej się stało, ale chyba coś strasznego. Chłopak, który miał łóżko niedaleko mnie, wychylił się i szepnął:
- Ona i jej rodzina byli na wycieczce. Podobno napadły ich Akromantule. Przeżyła tylko ona. - powiedział i oboje na nią spojrzeliśmy. Odwróciłam wzrok i stwierdziłam, że chłopak nie może mieć więcej niż 15 lat. Miał blond włosy średniej długości. - A tak w ogóle jestem Rick. - przedstawił się. Mam nadzieję, że nie zauważył jak mu się przyglądam.
- Alicja. Gdzie my jesteśmy? Nauczyciele nie chcieli mi nic powiedzieć. - chłopak spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
- Klinika Magicznych Chorób i Urazów Szpitala Świętego Munga, piętro pierwsze - urazy magiozoologiczne. Ja tu trafiłem tydzień temu, ona jakieś trzy dni temu i ciągle płacze. Miło będzie nareszcie z kimś pogadać. - uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam uśmiech. - Co ci się stało? Ja nie uważałem przy Hipogryfie. - pokazał mi zadrapania i siniaki na twarzy, rękach i nogach.
- Właściwie to nie wiem, ale... - nie skończyłam, bo wszedł uzdrowiciel
- Pani Alicjo, proszę ze mną. - wstałam i poszłam za nim.

Hej. Cześć. Dzień dobry! Witam! To ja z kolejnym rozdziałem. Wprowadziłam trochę akcji i trochę narracji z perspektywy Luka. Mam nadzieję, że się podobało :)
I jeszcze jedno. Czy są osoby, które chcę być informowane o rozdziałach?

Pozdrawiam :*
Alicja

10 komentarzy:

  1. Jak mnie ciekawi, co jej jest. Mam wrażenie, że to sprawka tego szantażysty... Pozostaje mi tylko czekać :)
    Życzę potopu weny :)
    PS: Jakbyś miała czas, wpadłabyś na mojego bloga: http://przeszlosc-czesto-boli.blogspot.com/ ? Prosiłabym również o informowanie o nowych rozdziałach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po części to sprawa szantażysty ;)
      A potop weny mam, ale dziękuję :)
      Będę cię informować i z chęcią wpadnę na bloga :)
      Alicja

      Usuń
  2. Rozdział super! Taki tajemniczy. Mam nadzieję, że nie będziesz nas trzymać w niepewności zbyt długo. Pozdrawiam i życzę potopu weny ~Dorcas

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa :)
      Wszystko (większość) rzeczy wyjaśni się w następnym rozdziale

      Usuń
  3. Witam, witam!
    Cóż mogę powiedzieć prócz kolejnego Wow! Rozdział jak zwykle zachwyca i trzyma w niepewności. Jeju co się stało Alicji? Kto jej to zrobił? Czy ta choroba jest bardzo niebezpieczna? Dlaczego od razu przenieśli ją do Munga? Merlinie, tyle pytań się rozdzi, ale ciągle brak na nie odpowiedzi :/ Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału, życzę mnóstwo weny i proszę, żebyś mnie powiadamiała o nowych rozdziałach :)
    Pozdrawiam Panienka Livvi ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpowiedzi na pytania odnośnie choroby w następnym rozdziale

      Usuń
  4. Notka jak zwykle cudowna!
    Hmm... Rozdział trochę krótki, ale fajny. Ciekawe co będzie z Alicją. Myślę, że Rick będzie dosyć często wspominany w opowiadaniu. Castellan miał farta, iż przyszła Mcgonagall ;D Smutno mi się zrobiło jak czytałam o tej blondynce w szpitalu :( Wybacz, że tak mało napisałam, ale nie chcę mi się więcej pisać. Jestem leniem. Czekam z niecierpliwością na nn!
    Sonrisa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rick będzie często wspomniany, bardzo często. Przynajmniej w przyszłych rozdziałach. Zaraz wstawię go do bohaterów. Luke miał naprawdę wielkiego farta, ale Snape mu tak łatwo nie oduści

      Usuń
  5. Ej co jej jest? Tak tylko sobie ten rozdział na razie przeczytałam więc nic nie podejrzewam. Ide czytać pozostałe.
    Jak chcesz to wpadnij do mnie:
    http://domia-abr-wyrda-wladza-losu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń