czwartek, 26 marca 2015

Rozdział 12 - Szpital

- Dlaczego nic więcej nam nie powiedziała. To nasza przyjaciółka, mamy prawo wiedzieć! - krzyknąłem po raz któryś. Każde z nas miało inny sposób na rozładowanie tych informacji. Luna siedziała cicho i wpatrywała się w ogień. Nie odezwała się, ani słowem. Ginny wymyślała jak dowiedzieć się więcej o naszej przyjaciółce, a Percy pokazał, że jednak ma w sobie trochę energii i boksował fotele i kanapy, i jeszcze ja. Darłem się na wszystko. Na chwilę usiadłem na fotelu i schowałem twarz w dłoniach. Dlaczego tak się o nią martwię?
"Trzeba być bardzo dzielnym, by stawić czoło wrogom, ale tyle samo męstwa wymaga wierność przyjaciołom" - Albus Dumbledore
~.~
Zaprowadzono mnie do jakiejś sali i kazano siąść na jakiejś kozetce. Poprzedni uzdrowiciel odszedł.
- Dzień dobry. - weszła kobieta. Jak na uzdrowicielkę to młoda. - Będę twoją uzdrowicielką podczas twojego pobytu tutaj. - uśmiechnęła się - Nazywam się Sylvia Jones. Pokarz mi swoją rękę. - nie zrozumiałam o co jej chodzi, ale posłusznie zdjęłam sweter. Spojrzałam na prawą rękę, w której poczułam straszny ból.
- Auć. - powiedziałam, na ręce miałam potworne ugryzienie. Duże i rozwlekłe. Czerwone. Kobieta zakryła dłonią usta. Była przerażona, ja też. - Co mi się stało.
To jest wilk Luke
- To jest... to ugryzienie wilkołaka. Ale jak? Pełnia była dwa tygodnie temu. Tyle samo jest do następnej pełni. Jak to się stało. - ona histeryzowała, ale mnie nagle olśniło. W moim ostatnim śnie coś mnie ugryzło... Biegnę. Biegnę szybko przez las. Ciemny las. Coś mnie goni. Nie obracam się. Biegnę szybciej. Bolą mnie nogi. Nie jestem sama... ktoś jest ze mną. Dziewczyna, chłopak, nie wiem. Słyszę jak upada. Nie odwracam się. Słyszę krzyk. Zatrzymuję się. Odwracam i widzę błysk świateł, ale one nie osłabiają bestii. Stwór dostrzega mnie i goni. Przyśpieszam, ale bestia jest szybsza. Dopada mnie i gryzie w rękę. Potem upada odtrącona przez śnieżnobiałego wilka. Luke, to on ze mną biegł, a teraz przemienił się w wilka...
Dostrzegłam w tym śnie coś jeszcze. Było ciepło. Było lato lub koniec wiosny. Czyli Luke przynajmniej do tamtej pory będzie wilkołakiem. Wiem to, bo moje sny nie są zwyczajne. Moja rana też nie...
~.~
Cholera. Moją siostrę ugryzł wilkołak. Co mam robić. Odrzuciłam rude włosy do tyłu.
- Czysta krew. - powiedziałam i weszłam do dormitorium Ślizgonów. Mojego nowego dormitorium. Już załatwiłam z Dumbledorem, że się tam przeniosę. Przecież tiara chciała mnie tam dać, ale ja chciałam być z siostrą. Mój błąd, kolejny. W sumie to zaprzyjaźniłam się już z Pansy, Dafne, Florą i Hestią - moimi nowymi współlokatorkami. Ale to nie był mój największy problem. Jak moją siostrę ugryzł wilkołak? Jak? Pełnia była dawno. Pamiętam, bo spędziłam ten wieczór na wieży astronomicznej. Następna za dwa tygodnie. Cholera. Dzieje się coś niedobrego. Czuję to.
- Witaj Americo. Coś się stało? - w dotychczasowo pustym Pokoju Wspólnym, pojawiła się Flora Carrow. Polubiłam ją i wydaje mi się, że ona polubiła mnie. Może jednak tu pasowałam.
- Och, nic wielkiego. Po prostu moja kochana siostrzyczka. - słowo kochana wypowiedziałam sarkastycznie - pojechała do św. Munga i cała szkoła o tym mówi. A McGonagall myśli, że mnie to interesuje. - prychnęłam i obie się zaśmiałyśmy. Musiałam zachowywać się w Ślizgoński sposób. I nie pokazywać, że obchodzi mnie Gryfonka, z którą łączę mnie tylko więzy krwi.
- To musi być denerwujące. Cieszę się, że ja i moja siostra trafiłyśmy tu.Chyba bym się powiesiła gdybym trafiła do kartofli z Hufflepuff czy sztywniaków z Gryffindoru. Ravenclaw bym jeszcze przeżyła, ale inne to już nie. Dobrze, że tu trafiłam, a ty masz naprawdę wielkie szczęście, że zechciałaś się przenieść. - uśmiechnęła się do mnie, odwzajemniłam uśmiech. Mój był nieszczery, jakie szczęście, że opanowałam sztukę kłamania i sztuczności do perfekcji. Umiałam nie pokazywać niepewności, smutku, radości, ekscytacji, zdenerwowania i śmiać się na zawołanie. Były to przydatne umiejętności. Ale to dzięki nim nadawałam się do Slytherinu... - Twoja siostra jest szczególną sztywniaczką. Dobrze, że tu nie trafiła. Jest za brzydka na Ślizgonkę. - powstrzymywałam się, żeby nie przywalić tej suce w zęby.Odetchnęłam ciężko i wstałam.
- Muszę iść do łazienki. - powiedziałam uprzejmie i odeszłam. Otworzyłam drzwi do pokoju i kopnęłam w łóżko Flory. Uderzyłam z taką siłą, że coś wypadło z materaca. Obejrzałam to i okazało się, że to pamiętnik. Czas zachować się po Ślizgońsku...
~.~
Wróciłam do pokoju szpitalnego i usiadłam na łóżku. Nadal byłam duchowo nieprzytomna. Rozejrzałam się po pokoju. Pielęgniarz, który mnie przyprowadził teraz kazał iść tej dziewczynie.Zwrócił się do niej: Panno Foxter. Foxter, Foxter. Gdzieś słyszałam to nazwisko. Kiedy dziewczyna przechodziła obok mnie, spojrzałam na nią. Była nawet ładna. Nie, była piękna. Długie blond włosy, duże piwne oczy, kształty nos i usta. Normalnie ideał. Czerwona od płaczu twarz też zdawała się dodawać jej urody. Kiedy wyszła spojrzałam na Ricka. Patrzył się na mnie i uśmiechał przyjaźnie. Gdy wyszli zapytał:
- Już wiesz co ci jest. - ścisnęło mi się gardło, więc tylko pokiwałam głową, a potem nie mogłam się już dłużej powstrzymywać i wybuchłam płaczem. Poczułam na ramieniu jego dotyk. Głaskał mnie delikatnie. Nie mówił nic. I dobrze, wyczuł, że nie potrzebuję, a może nie chcę rozmawiać. A potem zasnęłam...
~.~
Obudziłam się w nocy. Ktoś cichutko pochlipywał. Wychyliłam się na łóżku i zobaczyłam, że to płacze ta blondynka. Podeszłam do niej.
- Hej, wszystko będzie dobrze. Wszystko się ułoży. - wyszeptałam. Ona spojrzała na mnie, przyjrzała się mi i przytuliła. Kiedy się uspokoiła, zapytałam - Co się stało. - napotkałam spojrzenie jej oczu i szybko dodałam: - Nie musisz mówić, jeśli...
- Nie, nie. Powiem ci. Tylko nikomu nie mów. - pokiwałam głową i w milczeniu czekałam aż zbierze się, żeby mi o tym powiedzieć. - Parę dni temu wybraliśmy się na wycieczkę. Tata nalegał, chciał się wyrwać z pracy, na trochę z Francji. - więc mieszkała w Francji. Jakby się zastanowić miała lekko francuski akcent, ale Foxter to angielskie nazwisko. Może po prostu przeprowadziła się do Francji? - Chciał wybrać się do puszczy, która jest w Wielkiej Brytanii. Zeszliśmy ze ścieżki i tam... - zapłakała chwilę i zrobiła pauzę. - Tam było pełno wielkich pająków. Akromantule. We Francji ich nie ma, nie wiedziałam jak się bronić. Nick i Eddie kazali mi uciekać. Posłuchałam ich. Zawsze szybko biegałam, więc uciekłam. Zdążyłam nadać wiadomość na niebie, zanim, zanim,,. - znów zaniosła się krótkim płacze - to mnie zaatakowało. Szybko przybyli aurorzy, mi się nic nie stało, ale moja rodzina... - wybuchła płaczem, który tłumiła przez całą rozmowę. Przytuliłam ją, ale ona tego nie teraz potrzebowała. Nie potrzebowała słów, gestów, współczuć. Potrzebowała ciszy i spokoju. Postanowiłam ją zostawić i wrócić do swojego łóżka. Gdy na nim usiadłam, zauważyłam Ricka. Już nie spał. Gdy napotkał mój wzrok pokiwał głową i się położył. Ja uczyniłam to samo.
~.~
Rano zostałam zabrana do mojej uzdrowicielki. Wyglądała strasznie. Jej lśniące włosy były w wielkim nieładzie, cera była blada, a oczy podkrążone, lecz na twarzy malował się wyraz zadowolenia. Gdy tylko mnie zauważyła, wypaliła:
- Wiem. Znam lekarstwo. - Sylvia mówiła to z ogromnym entuzjazmem. Uśmiechała się, ale po chwili ten uśmiech zszedł z jej twarzy - Jest tylko jeden problem. - wybąkała. Spojrzałam na nią z wyrazem twarzy: wal śmiało - Potrzebna jest do tego krew wilkołaka, wampira i czarownicy. Muszą być ze sobą zmieszane. Krew czarownicy będziesz mieć. Nawet z tych żył. - poklepała się w rękę - Znam też wilkołaka, który z chęcią użyczy krew. - Ja też znam - Problem z wampirem. Najczęściej ukrywają się wśród zwykłych ludzi, którymi mogą się karmić. Zazwyczaj często nie oddają swojej krwi... - musiała spytać jeszcze o jedno.
- A co jeśli nie dostanę antidotum? - chyba głos mi lekko zadrżał
- Jeśli w porę nie dostarczymy ci leku, umrzesz. - wypowiedziała to tak gładko, spokojnie. Ciekawe ile razy już mówiła komuś, że umrze. Była stosunkowo młoda, więc raczej nie było tego dużo. A może była przeznaczona tylko do spraw, które nie mają szans na przeżycie. - Na razie będziemy spowalniać proces i szukać chętnego wampira. Raz w tygodniu będziesz zażywać krew wilkołaka i czarownicy, a codziennie czarodziei. - podała mi jakąś fiolkę z czerwoną substancją - Wypij.
~.~
Przekręciłem się na drugi bok. Nie mogłem spać. Jak reszta tak spokojnie przyjęła, że coś dzieje się z naszą przyjaciółką. Jest dla mnie jak siostra... no właśnie! Siostra! America musi wiedzieć co się z nią dzieję. Muszę się z nią skontaktować. Tylko jak... może wyślę jej listem wiadomość z prośbą o spotkanie. Tak, to dobry pomysł, a jutro to idealna pora do wcielenia go w życie.
~.~
Zbliżała się północ. Na placu West streat pojawiły się dwie czarne postacie.
- Co zamierzasz. - zapytał jeden z nich. Drugi spojrzał na niego przelotnie, a potem zwrócił uwagę na krajobraz miasta.
- Pomóc naszej siostrze. - odezwał się po chwili. - Jeśli tylko powie, że czegoś potrzebuje lub pragnie, zrobię lub znajdę to dla niej. - zrobił przerwę i znów spojrzał na blondyna - A ty?
- Złożyłem przysięgę, bracie. - spojrzał na niego gniewnie - Wiem co to znaczy i będę pomagać mojej siostrze i nie pozwolę, żeby stała jej się krzywda. Kocham ją. - powiedział, a zaraz potem plac West streat znów był pusty. Czrne postacie zniknęły tak szybko jak się pojawiły...
~*~
Zakończenie rodzi wiele pytań.
Więc jeśli ktoś myślał, że bardziej ciekawy być nie może, 
to bardzo mi przykro, ale się ta osoba myliła.
No, więc czekam na komentarze i opinie
Pozdrawiam :*
Alicja

10 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Jej! Jestem pierwsza! Cóż to za emocje! Ale wracając do rozdziału. Ehh... Myślałam, że nasza główna bohaterka będzie wilkołakiem. Już byłam taka pewna, ale pielęgniarka rozwiała moje marzenia.
      ,, - Jeśli w porę nie dostarczymy ci leku, umrzesz."
      A co do tej blondynki, której udało się uciec od szponów śmierci... (Łał. Jakie to poetyckie.) Jak dla mnie okoliczności śmierci jej rodziny są trochę psychiczne xd A nie sorry to ja jestem psychiczna :) Zjedzeni przez pająki... Nie chciałabym, żeby coś takiego widniało na moim grobie :/ America planuję zemstę? I o to chodzi! Niby należy do Ślizgonów, ale na zawsze pozostanie Gryfonką! Alicja ma braci? Jest co raz ciekawiej... Z niecierpliwością oczekuję następnej notki!
      Sonrisa

      Usuń
    2. Och, nikt nie powiedział, że to Alicja ma tych braci (ma młodszego brata Willa, który ma około 7 lat). Ktoś inny ich ma.

      Usuń
  2. Rozdział super! Jak zawsze zresztą. Nie mam jakoś weny do pisania komentarzy więc powiem tylko, że rozdział boski!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej! Zapraszam na rozdział 29 syriusz-black-i-dorcas-meadowes.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Nominowałam cię do LBA, szczegóły znajdziesz tutaj : http://lost-in-dreamsss.blogspot.com/p/libster-blog-awards.html
    Astoria

    OdpowiedzUsuń
  5. Będzie wilkołakiem, będzie wilkołakiem... a jednak nie. A szkoda. I ta końcówka... Kim oni są i kim jest ich siostra? Już się nie mogę doczekać następnego :3
    Potopu weny,
    Aria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dodam do listy sprostowań też to, dlaczego wilkołakiem nie będzie

      Usuń
  6. Heej!
    Czy ty czasem nie oglądasz Winx? Bo ślizgonki mają tak na imię jak pewne dziewczyny z winx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie oglądam :-) Kiedyś oglądałam, a ich imiona wzięłam z HP Wiki :-)

      Usuń