piątek, 30 stycznia 2015

Bohaterowie

Nareszcie zrobiłam zakładkę bohaterowie! Niektóre informacje wyprzedzają opowiadanie. 

Rozdział 6 - Wolność ma taki boski smak


Ostrzega mnie, żebym nie próbowała dowiedzieć się o co chodzi z moim ojcem w... no właśnie w jakim domu? I tak się dowiem o co chodzi. Jestem wolna. Tu mi nie zabroni dowiedzieć się prawdy. Przydałoby się za pytać o to tą tiarę. Ale gdzie ona może być. Jestem tu dopiero drugi dzień, a już sabotuje tą szkołę. Od kiedy znalazłyśmy rodzinę Wesley nasunęło się tyle pytań i brak odpowiedzi. To drugie było nie do zniesienia. Postaram się przez trochę czasu o tym nie myśleć. Wciągnąć się w szkolną rutynę. Wróciłam do dormitorium na pierwszym piętrze. Mojego pokoju. Dziewczyn jeszcze nie było. Było dopiero po dziewiętnastej, ale pomimo tego stwierdziłam, że się umyje i położę do łóżka. Niestety nic mi nie dały moje plany. Nie mogłam zasnąć. Dziewczyny chyba wróciły, ale zachowywały się cicho, bo przez zaciągnięte kotary, myślały, że śpię. Z bezradności wzięłam do ręki książkę. Wypadła z niej karteczka:

Nie węsz, bo tego pożałujesz? Napisane niestarannym pismem. Najprawdopodobniej na szybko.Świadczyły o tym kleksy. O co temu komuś chodziło? Jedyna rzecz, która mi na razie przychodziła do głowy to, mój ojciec i jego związek z Hogwartem... Ale kim był autor listu. Stop! Nie listu, a groźby. Zaczynam tęsknić za nudnym życiem. Kto mógł go podłożyć. Zawsze drzwi zamykałyśmy, a z tego co wiem, żaden chłopak nie może wejść do dormitorium dziewczyny...
Tak minęła mi cała noc. Na główkowaniu, o co chodzi. Zaczęło nasuwać się coraz to więcej pytań, na które starałam się jak tylko mogłam, znaleźć odpowiedź, przez całe dwa tygodnie...

Znów nadszedł weekend. Starsze klasy wybierały się do jakiejś wioski. Co znaczyło, że w zamku zostały tylko pierwsze i drugie klasy. Na śniadaniu było wyjątkowo spokojnie. Przy naszym stole zauważyłam jedynie Luka, Ginny, Martina i Marka i Simona, jeśli chodzi o pierwszą klasę, a z drugiej byli Harry, Ron, Hermiona, Nevile, Parvati i Lavender. Zajęłam miejsce obok Martina i Ginny, tak że siedziałam twarzą do stołu Ślizgonów. I tam ją zobaczyłam. Jej rude długie włosy wyróżniały się. Siedziała koło Draco. Od dwóch tygodni nikt z nas nie odzywał się do Ami, ale zazwyczaj to ignorowała i siadały trochę z boku, nigdy nie siedziała przy stole Slytherinu. Zrobiło mi się smutno. Oderwałam od nich wzrok, ponieważ Ginny szturchnęła mnie łokciem.
- Nie martw się. Najlepiej się nią nie przejmuj. Jeszcze zobaczy jacy oni są. - wyszeptała. W sumie miała rację. Byłam tak zajęta osobą, która podrzuciła mi groźbę, że przestało mnie obchodzić wszytko inne. Odwróciłam wzrok. Przy stole nauczycielskim brakowało Dumbledora, McGonagall, Snape'a, Lockharta i Binnsa. Nie jestem głodna. Wstałam od stołu i znów, nie zwróciłam uwagi na przyjaciół. Powinnam odpocząć. Miałam zamiar iść do pokoju i cały dzień przeleżeć. Zatrzymały mnie otwarte drzwi frontowe. Ciepły, wrześniowy wietrzyk musnął moją twarz. To sprawiło, że zamiast ruszać siedem pięter w górę, wyszłam na dwór. Skierowałam się w stronę jeziora. Widziałam po drodze mnóstwo rzeczy. Drużyna Slytherinu miała trening, Filch stał przy bramie i sprawdzał wielką kolejkę uczniów wybierających się do Hogsmead. Doszłam do jeziora i zapatrzyłam się na taflę wody. Nagle na kogoś wpadłam i się przewróciłam, ale ta osoba złapała mnie w locie. Nie wiedziałam kto to, bo zamknęłam oczy. Stanęłam na ziemi. Otworzyłam oczy i usłyszałam głos Luka, 
- Bo pomyślę, że na mnie lecisz. I to dosłownie. - dodał - Jesteś taką słodką niezdarą, wiesz? Będę cię tak nazywał. - szturchnęłam go w miarę mocno. On tylko się uśmiechnął. 
- Hmmmm... Jeśli się pomyśli to naprawdę coś tu nie gra. Ktoś musi mnie popychać! - zaśmialiśmy się.
- Niewidzialny człowieczku! Gdzie jesteś! - wrzasnął Luke i zaczął się rozglądać. Zaczęłam chichotać. - Człowieczku! Aaaaaaaaaaaaa! - wrzasnął i podskoczył - Przestraszył mnie. Twardy z niego gość. - teraz już się śmiałam. Jak mu się udało zachować powagę?! 
- Śmieszny jesteś! To potulny kolo! - powiedziałam. Zaśmiał się.
- Ali?- nagle spoważniał, więc i ja się uspokoiłam - Mogę cię o coś prosić?
- Jasne. - odparłam 
- Możemy sobie coś obiecać. Złożyć obietnicę szczerości. - przytaknęłam - Chcę, że jeśli coś nas zaniepokoi będziemy to sobie mówić i oczywiście nie będziemy zdradzać tajemnic.
- Dobrze, ale co chcesz mi powiedzieć.
- Ja...

niedziela, 25 stycznia 2015

Rozdział 5 - Odpowiedź

- Nie powiedziałaś nam jeszcze gdzie byłaś. - niestety, moja siostra wróciła do tego tematu gdy w szóstkę szliśmy przez błonia - I nie mów, że byłaś w pokoju, bo poszłam i ciebie nie było. Chłopaki byli przy drzwiach frontowych, Luna jeszcze w Wielkiej Sali, a Ginny w pokoju wspólnym. Gdzie byłaś?! - musiała to wiedzieć. Nie myślała, żeby odpuścić.
- Ami to jej sprawa. - jęknął cicho Percy. Miło, że stanął w mojej obronie, ale siostra obrzuciła go takim spojrzeniem, że nie dziwne, iż już nic więcej nie powiedział. Powiem prawdę... przynajmniej po części.
- Poszłam się przejść. I przy okazji wysłałam list do mamy, żeby się nie martwiła. - wytłumaczyłam. Było to prawdą. Byłam na spacerze. Wysyłałam list. Powiedziałam, żeby się nie martwiła. Tylko nie powiedziałam o moich pytaniach.
- Aha... - moja siostra odpuściła. Wlepiła wzrok w ziemię i się nie odzywała.
- Czyli to już wszystkie lekcje na dziś? - spytała Luna
- Na to wygląda. Jak odrobimy lekcje mamy resztę dnia dla siebie. - odpowiedziała Ginny. Wyprzedziła nas o parę kroków i zrobiła obrót. Tryskała dzisiaj życiem.
- Nareszcie się wyśpię! - krzyknął Percy - Tak krótko ostatnio spałem. - był szczęśliwy z dzisiejszego dnia. Tak samo jak Ginny.
- Ja tu chyba zostanę. Jest taki piękny dzień. Odrobię lekcję i poleżę. - Mer rzuciła się na ziemię. Spojrzałam na nią. Również była szczęśliwa.
- Ja pójdę porozmawiać z gajowym. Może oda mi się go przekonać na mały spacer do lasu. - powiedziała Luna i wolnym krokiem ruszyła w stronę lasu. Zostaliśmy tylko we czworo, a raczej we troje, bo Percy zobaczył, że Gryffindor ma trening.
- Idę pooglądać. - krzyknął. Był już 3 metry od nas. - Nie obrazicie się, że was zostawiam?
- Tak, będziemy obrażeni. Nie będziemy z tobą gadać! - krzyknął Luke, a ja mimowolnie się zaśmiałam. Percy zatrzymał się i na nas spojrzał z roztargnieniem. Znał Luka dłużej niż ja, więc przestałam się śmiać.
- Spoko! Leć! Ja się nie obrażę! - krzyknęłam, a on uśmiechnął się i rzucił się pędem na stadion.
- Nie musiałaś tak mówić. By się bał. - Luke spojrzał na mnie z wyrzutem
- Sorry, ale nie jestem tak wredna dla ludzi. - uśmiechnęłam się z pogardą i przepraszająco. Powoli doszliśmy do zamku i powoli weszliśmy, a raczej wwlekliśmy się na siódme piętro. Kto pomyślał, żeby to było aż tak wysoko.
- Porzeczki... - wysapałam, a portret odskoczył. rzuciłam się na fotel. Mam bardzo słabą kondycję. Luke też wygląda na wyczerpanego. Rzucił się na fotel obok i oddycha ciężko. Ginny wygląda na najmniej wykończoną. Ale nie była też w pełni siły. Mimo tego, że nie była cała czerwona jak ja, to policzki miała w kolorze ciemnego różu, choć oddech miała miarowy i płytki. Przez jakiś kwadrans dochodziliśmy do siebie, a potem stwierdziliśmy, że odrobimy lekcje. To było tak dziwne i tak cudowne, że poznaliśmy się wczoraj, a już można nas nazwać przyjaciółmi. Odrobiliśmy wszystkie lekcje w półtorej godziny. Razem szło nam szybciej. O wiele szybciej niż gdy odrabiałam matmę.
- Jutro mamy zaklęcia, dwie godziny eliksirów, transmutację, OPCM i ONMS. - wyrecytowała Ginny. Spojrzałam na plan.

1. Zaklęcia
2. Eliksiry ze Ślizgonami
3. Eliksiry ze Ślizgonami
4. Drugie śniadanie
5. Transmutacja z Krukonami
6. OPCM - wszyscy 
7. ONMS ze Ślizgonami
8. Czas wolny - 1h
9. Obiad

- Trzeba wcześniej wstać. - dodałam -  Nie zaczynamy o 9.30, tylko o 8.50.
- Percy nie będzie zadowolony. - dopowiedział Luke - A gdzie oni są? - zapytał. Nie zastanawiałam się, ale część odpowiedzi zaraz się pojawiła, bo przez dziurę pod portretem przelazł Percy. Był bardzo zadowolony. Rzucił się na fotel obok Luka, ale przejście jeszcze się nie zamknęło i weszła Luna. Moja siostra pewnie śpi w najlepsze! Luna zajęła fotel pomiędzy mną, a miejscem dla Ami. Siedzieliśmy tak wokół stolika:

Dormitoria
Miejsce dla Ami
Luke                        Luna

Percy                     Ja  
Ginny
Przejście 

Żartowaliśmy, rozmawialiśmy, opowiadaliśmy sobie i po prostu cieszyliśmy się towarzystwem, aż do obiadu, Zeszliśmy na dół. Mer nie było. Nie zdziwiłabym się widząc ją śpiącą na błoniach pod jakimś drzewem. Zajęłam miejsce koło Luka, a naprzeciwko nas usiadła reszta. Wzięłam sobie wielki kawał kurczaka, którego tak uwielbiałam. Do tego sok dyniowy i... Ami? Moja siostra weszła do sali. Nie była sama. Co dziwniejsze, że była z wrogiem Wesleyów. Draco Malfoyem. Usłyszałam kawałek ich rozmowy ~ Pa, ślicznotko. ~ Zaraz po tych słowach Ami usiadła koło Luka, a gdy wszyscy patrzyli na nią z odrazą, była zaskoczona. Ale mnie nie obchodziło, bo do Wielkiej sali właśnie wleciała sowa (podczas kolacji). Moja sowa! Zostawiła list na pustym talerzu i odleciała. Chwyciłam ją i chciałam chłonąć słowa. Tylko kątem oka zauważyłam jak Ami wychodzi. List był od mamy. W pięknej, jasno niebieskiej kopercie.

Kochana Alicjo,
Bardzo się cieszę, że jesteście bezpieczne. Serdecznie was pozdrawiamy. Na niektóre twoje pytania nie mogę odpowiedzieć. Pamela nie jest czarownicą. Długo próbowałam wykrztusić z niej choćby krztynę magii, ale nie pokazywała zdolności magicznych. Może dlatego nie powiedziałam o tym wam. Nie chciałam czuć się rozczarowana, gdyby się okazało, że nie jesteście czarownicami. Byłoby mi wtedy smutno. Will nie pokazuje żadnych umiejętności magicznych, ale nigdy nic nie wiadomo. Jednak nie umiem lub nie mogę odpowiedzieć ci na ostatnie pytanie. I ostrzegam cię, nie warto się nad tym zastanawiać. 
Pozdrawiam ciebie i Americę
Mama
Ps. Ja byłam Puchonką

Skamieniałam. Wstałam i szybkim krokiem wyszłam z sali. Nie zwracając uwagi na przyjaciół.
--------------------------------
Trochę się zeszło zanim to napisałam, ale jak mówiłam nie miałam pomysłu na rozdział.

Alicja 

czwartek, 22 stycznia 2015

Aktywność

Sprawdzam aktywność!!! Kto tu choć czasem zagląda jest proszony o zostawienie komentarza, który jakkolwiek znaczyłby, że tu jesteście.

Siemankooo



Hej.... hejo... siemanko... !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!1
Macie już ferie? Bo ja nie, ale jestem chora i nie mam co robić, więc pogramy w grę! 
Wykreślanka na najfajniejszą postać? Jak chcecie możecie też zdobywać punkty dla domu (sami możecie się przydzielić)


Pozdrawiam, Alicja <3 <3 <3

niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział 4 - Nowe życie

Nie było mnie trochę i za to przepraszam, ale szkoła. Nie było tych dwóch głupich komentarz, ale trudno. Macie rozdział 4, a na piąty nie mam pomysłu, więc trochę się zejdzie za nim go napiszę. A teraz możecie czytać...
....

Wiesz co w życiu jest najpiękniejsze?
To, że masz szansę na nowe jutro.

- Gryffinindor! - ulżyło mi. Łzy, które chciały napływać do oczu, gdy usłyszałam "Slytherin", zniknęły. Czułam się wolna i szczęśliwa. Jestem odważna. Jestem w domu lwa. Zaczynam nowe życie. Jestem czarodziejką. Czarodziejką z mocą sekretną. Usiadłam przy stole Gryfonów. Luke wskazał miejsce dla mnie. Pomiędzy Luną, a nim. Zajęłam je, a potem spojrzałam na moją siostrę, która właśnie miała tiarę na głowie.
- Gryffindor! - najszczęśliwszy dzień mojego życia. Ja i siostra w jednym domu! I już mam znajomych. Lunę i Luka, a jego kolega też jest z nami i uśmiecha się do mnie przyjaźnie. Siostra zajęła miejsce naprzeciwko mnie, a obok kolegi Luka. Jest też miejsce dla Ginny, mam nadzieję, że też będzie tu. W domu lwa. W moim nowym domu. 
- Miałem nadzieję, że się jeszcze kiedyś spotkamy, a tu nawet jesteśmy w jednym domu w Hogwarcie. - szepnął do mnie Luke. Chyba się z tego cieszył. Ja też. 
- Najwidoczniej jesteśmy do siebie bardziej podobni niż myśleliśmy. - szepnęłam, a on się uśmiechną. Głośniej dodałam: - To, moja siostra Ami i moja przyjaciółka, Luna. Dziewczyny to Luke.
- A to mój najlepszy przyjaciel Percy. Percy, to jest Alicja. - jego przyjaciel miał ciemne, rozczochrane włosy i niebieskie jak ocean oczy. Uśmiechał się do nas. Nie miałam czasu się dłużej zastanawiać, ponieważ profesor McGonagall wyczytała:
- Wesley Ginny! - moja przyjaciółka podeszła do stołka pewnym krokiem. Wiedziałam, że się boi. W końcu cała jej rodzina to Gryfoni. Stresowałam się razem z nią. Podniosła tiarę. Usiadła na stołku i założyła ją sobie na głowę. Mocno trzymałam za nią kciuki. Tiara się rozwarła i wykrzyknęła:
- Gryffindor!!! - krzyczałam ze szczęścia razem z innymi. Ginny z uśmiechem na ustach siadła pomiędzy Percym, a Mer. Tym samy siedziała na przeciwko mnie. Chłopaki jej się przedstawili. Ginny była ostatnia, więc profesorka wyniosła rzeczy, a gdy już zasiadła na swoim miejscu. Dyrektor przemówił.
- Witajcie drodzy uczniowie. Wiem, że jesteście głodni, więc powiem tylko, że na drzwiach gabinetu pana Filcha wisi lista nowych zakazów. - sala jęknęła. - I prosił mnie, żebym przypomniał o zakazie używania czarów na korytarzu i między lekcjami. Chcę też przedstawić wam nowego nauczyciela obrony przed czarną magią, profesora Lockharta. Wcinajcie! - i w magiczny sposób na stołach pojawiło się jedzenie. Wszyscy się na nie rzucili. Zajadałam się tymi przepysznymi daniami. Nawet mama tak nie gotowała. Pyszne. Ami jęknęła, bo spróbowała kurczaka, który był najlepszy. Po kolacji dyrektor powiedział jeszcze kilka słów. Po czym starsi uczniowie, zwani prefektami, zabierali uczniów z pierwszych klas i prowadzili w różne miejsca. My zatrzymaliśmy się pod portretem jakiejś grubej kobiety. 
- To jest Gruba Dama. Trzeba jej podać hasło. Teraz brzmi ono porzeczki. - portret odskoczył w bok, a my weszliśmy do pokoju był to ogromny pokój z dużym kominkiem i mnóstwem foteli. Wszystko w kolorach czerwonym i żółtym. - Dziewczyny na prawo. Chłopcy na lewo. Idziecie na pierwsze piętro. - Razem z Ginny, Luną i Ami poszłyśmy do wskazanego miejsca.  Otworzyłam drzwi. Naszym oczom ukazał się piękny, duży pokój w kolorze czerwonym. Starły w nim cztery łóżka. Miały czerwone kotary i złote narzuty. Było też dwoje drzwi, których wcześniej nie zauważyłam. Ginny otworzyła jedne, a ja drugie. Luna w tym czasie zajęła łóżko, jedyne które nie było przy oknie. Gdy się wchodziło i szło jakieś 5 metrów "korytarzykiem", były dwa łóżka, jedno zajęła Luna, a drugie Ami. Ginny otworzyła drzwi. Były do łazienki.
- Patrzcie jaka wypasiona! I taka wielka. - krzyknęła Ginny. Łazienka była około o połowę mniejsza niż nasz pokój. Była w niej wanna, kabina prysznicowa, zlew, szafki naścienne, sedes, pralka i blaty na kosmetyki. 
- Wspaniale... - mruknęłam. Otworzyłam drugie drzwi. - Tu jest szafa i są tu nasze kufry. - w pomieszczeniu o wielkości łazienki, stały cztery szafy. Były ogromne. Dwie złote z czerwonymi dodatkami i dwie czerwone ze złotymi dodatkami. Na złotej było moje imię: Alicja. Na drugiej złotej imię: Ginny. Czerwone należały do Ami i Luny. 
- Jakie ogromne! - zauważyła Mer - Idę pierwsza się myć. - wyciągnęła potrzebne rzeczy i zniknęła w drzwiach łazienki. Ja wypuściłam swoją sowę na dwór i zaczęłam wkładać rzeczy do mojej szafy. Miałam jeszcze mnóstwo miejsca. Włożyłam też w wolne miejsce kufer. Nie spostrzegłam się, a już Ginny wyszła z łazienki.
- Li, łazienka jest wolna. - wzięłam koszulę nocną i kosmetyczkę. Dziewczyny jeszcze rozpakowywały swoje rzeczy. Zamknęłam drzwi na klucz. Ufałam dziewczynom, ale zrobiłam to z przyzwyczajenia, bo Will zawsze otwierał mi drzwi łazienki. Odłożyłam swoje rzeczy na ostatnią wolną półkę. Weszłam do kabiny prysznicowej. Strumień zimnej wody mnie orzeźwił. Po prysznicu, umyłam zęby i włosy. Gdy wyszłam musiało być już późno, ponieważ dziewczyny już spały. Bynajmniej miały zasłonięte zasłony. Ja zdjęłam narzutę, zasłoniłam kotary i położyłam. Od razu zasnęłam

Biegnę. Biegnę szybko przez las. Ciemny las. Coś mnie goni. Nie obracam się. Biegnę szybciej. Bolą mnie nogi. Nie jestem sama... ktoś jest ze mną. Dziewczyna, chłopak, nie wiem. Słyszę jak upada. Nie odwracam się. Słyszę krzyk. Zatrzymuję się. Odwracam i...

I jest rano. Obudziłam się. Godzina szósta. Poszłam wziąć poranny prysznic, a potem się ubrałam. Siadanie jest za półtorej godziny. Może poczytam książkę. Wzięłam do ręki "Rywalki" i zagłębiłam się w lekturze. Dziewczyny po kolei wstawały. A gdy wszystkie byłyśmy gotowe zeszłyśmy na śniadanie. Sklepienie wielkiej sali było jasnoniebieskie. Zasiadłam obok Luka i Ginny. Na przeciwko nas siedzieli Luna, Mer i Percy. Zrobiłam sobie kanapkę z dżemem. Gdy piłam kakao do sali wleciał potok sów, ale mojej wśród nich nie było. Żadne z nas nic nie dostało. 
- Co mamy pierwsze? - zapytał Percy, gdy wstaliśmy od stołu
- Zaczekaj. Zaraz sprawdzę. - spojrzałam na kartkę:

Śniadanie 
Transmutacja z Krukonami
Historia Magii
Drugie śniadanie
Zielarstwo z Puchonami
Latanie ze Ślizgonami
Czas wolny
Obiad

Wyrecytowałam cały plan. W środę nie będą nas przemęczać. Inni też tak stwierdzili. Wróciłam na górę po książki i z powrotem z siódmego piętra na trzecie. Nachodzę się mając pokój wspólny na siódmym piętrze! Wróciłam pod salę i prawie zaraz zadzwonił dzwonek. Drzwi do sali transmutacji otworzyły się i stanęła w nich ta sama nauczycielka, co wczoraj wyczytywała listę.
    - Wchodźcie. - rzuciła krótko. Siadłam razem z Ginny w ostatniej ławce w trzecim czwartym rzędzie od drzwi. Miałam miejsce przy oknie. Rzędy miały po 6 ławek. Gryfonów było dziesięciu: Ja, Ami, Luna, Ginny, Luke, Percy, Martin i Mark Parker (bliźniacy - autorka), Peter Singler i Simon Smith. Krukonów było dwunastu: Max Foster, Victor Martinez i Dan Simper, bo reszty chłopaków nie znałam, a dziewczyny to Eliza, Mandy, Annie, Joan, Mary i Lucy Fox. Jedyne nazwisko jakie poznałam u dziewczyn to Fox, Lucy Fox. Jedna ławka była wolna. Ta najbliżej profesorki.
   - Dzień dobry. Jestem profesor McGonagall. Na moich lekcjach będę wymagała od was szczerości, pilności, pracowitości i systematyczności. Transmutacja to przedmiot, w którym ważna jest praktyka. Lecz na dzisiejszej lekcji, będzie tylko teoria. Otwórzcie książki na stronie 154. - machnęła różdżką i strona pokazała się na tablicy. Cała lekcja składała się z teorii. Potem, niestety było jeszcze gorzej. Historia magii była nauczana przez ducha nauczyciela, profesora Binnsa. Mówił on w tak nudny sposób, że cała moja uwaga skoncentrowana była na lekcji latania, która odbywała się za oknem. Gdy wreszcie uwolnij nas dzwonek. Jako pierwsza znalazłam się w Wielkiej sali. Nie miałam ochoty czegoś zjeść, więc tylko wypiłam herbatę i słuchałam rozmowy przyjaciół.
- Profesor McGonagall jest sroga. Wolę z nią nie zadzierać. - powiedziała moja siostra. Tym razem siedziała koło mnie, a obok niej Luna. Naprzeciwko nas Percy, Luke i Ginny
- Ten cały Binns to jakaś masakra. Taki nudny. - wyraził się Percy
- I nawalił tyle pracy domowej. - poskarżyła się Luna
- Ron mówił, że najgorszy jest od eliksirów, Snape. - tłumaczyła Ginny - Dogryza, daje dużo do odrobienia i jest wredny na lekcjach. - tylko ja i Luke nie uczestniczyliśmy w tej wymianie zdań. Wstałam od stołu i ruszyłam w stronę drzwi. - Gdzie idziesz?
- Do pokoju. Odniosę książki. Dołączę do was przed lekcją.  - to nie była prawda. Chcę napisać list do mamy. Musimy sobie coś wyjaśnić Pogoda była piękna. Idealna do dzisiejszej lekcji latania. Powoli doszłam do sowiarnii. Zawołałam swoją sowę. Od razu przyleciała. Wyjęłam z torby kawałek pergaminu i pióro. Słowa same pisały się na papierze. 


Droga, kochana mamo
Piszę do ciebie z Hogwartu. Ja i Ami jesteśmy w Gryffindorze. Mamy już przyjaciół. Czujemy się dobrze. Muszę przejść do rzeczy, bo nie mam dużo czasu. Chcę wiedzieć, dlaczego nie powiedziałaś nam wcześniej, że jesteśmy czarownicami. Ze względu na tatę, który jest mugolem? Czy Pam* i Will** też są czarodziejami? I jeszcze jedno. Dlaczego tiara przydziału mówiła do mnie: Alicja Prior? Ta Alicja Prior i chciała mi powiedzieć w jakim domu był tata, ale on jest mugolem. Nic mi nie wytłumaczyła. Zaraz mam lekcje.
Pozdrawiam i kocham Ciebie, tatę i Willa
Alicja 

Zwinęłam list i przywiązałam do nóżki sowy. Wyszłam z sowiarnii. Spojrzałam na wielki zegar zawieszony na ścianie o zewnątrz. Mam dziesięć minut! Pędem rzuciłam się w stronę szklarni, które były wskazane przez drogowskazy. Biegłam najszybciej jak mogłam. Udało się! Byłam przed nauczycielką.
- Gdzie byłaś? - zapytała Mer. Na szczęście nie musiałam odpowiadać na pytanie, ponieważ profesorka przyszła. 
   - Wchodźcie dzieci i zajmijcie miejsce. - powiedziała. Posłusznie stanęłam przy stoliku. Razem z Lukiem i Percym. - Dzień dobry. Jestem profesor Sprout. Na lekcji zielarstwa będziemy przesadzać różne rośliny itp. Ale na początku musimy się nauczyć teorii. To samo co na transmujtacji. Tylko teoria przez całą lekcję. Potem udaliśmy się na stadion Quidditha. Pogoda piękna. 
   - Dzień dobry! Jestem pani Hooch. Moje lekcję są tylko praktyczne! Nauczę was dziś wsiadania na miotłę, ale latać jeszcze nie będziemy. Najpierw musieliśmy przywołać miotłę. Udało mi się za pierwszym razem. Ale za nim wszyscy to zrobili trochę potrwało. Później wsiadaliśmy na miotły i osfajaliśmy się z nimi. Było mi na mojej dobrze. - teraz możecie polecieć kilka cm nad ziemią! Nie wszystkim musi się to udać. Wsiadłam na miotłę i odepchnęłam się lekko. Szybowałam pół metra nad ziemią. To cudowne! Udało się tylko mi i paru osobą. A ja dopiero dzisiaj pierwszy raz próbowałam. Jeszcze parę dni temu nie wiedziałam, że magia istnieje. Niestety, ta cudowna lekcja szybko minęła. Poszłam odnieść miotłę.
- Byłaś świetna. - szepnęła nauczycielka, gdy koło niej przechodziłam.

* - starsza siostra Ami i Ali
** -  no kto to?
..........................................
Najdłuższy rozdział jaki napisałam...
Mam nadzieję, że docenicie moją prace komentarzami
Alicja


czwartek, 8 stycznia 2015

Rozdział 3 - Ekspres Londyn - Hogwart

Wysiadłam jak reszta z samochodu. Moim oczom ukazał się piękny, stary peron. Miałam ochotę pisnąć ze szczęścia. Razem z resztą ruszyłam po wózek bagażowy. Zapakowałam na niego kufer i podążyłam z innymi na peron 9 lub 10.
- Wyjmijcie bilety. - jak się okazało mama włożyła nam je do torby. Odkryłyśmy to wczoraj. Ściskałam swój w dłoniach, a gdy doszliśmy do peronów 9 i 10. Fred i George nabrali rozpędu i wbiegli w ścianę pomiędzy peronem 9, a 10 i zniknęli. Potem to samo zrobiła, Hermiona, a później my. Ja i Mer. Złapałam ją za rękę, a drugą miałam na wózku. 1...2...3 i już! Znalazłyśmy się po drugiej stronie. To było cudowne! Podeszłam bliżej. Moi oczom ukazał się wielki, długi, piękny, stary, czerwony pociąg. Jęknęłam z zachwytu. Tu było lepiej niż w moich marzeniach... ja chciałam płakać ze szczęścia, że opuściłam ten świat, który mnie nie rozumiał. Ja zawsze byłam jakaś inna od reszty. A teraz wiem dlaczego. Gdyby tego pamiętnego dnia, rano ktoś powiedziałby mi, że niedługo spełnię swoje, nieznane marzenie, czy bym uwierzyła? Nie, na pewno nie. Z mojego realistycznego poglądu nażycie, nigdy bym w to nie uwierzyła. Teraz moja szklanka jest do połowy pełna. Jestem nareszcie szczęśliwa. Mam przyjaciół i siostrę...
~ Gwałtownie wyłącz muzykę ~
- Pierwszy raz na stacji? - zapytał głos, który znałam, ale nie wiedziałam do kogo należy. Odwróciłam się do ów osoby
- Aż tak widać? - zapytałam Luka. On patrzył na mnie z rozbawieniem
- Tak. Widać. I to nawet bardzo. Ale nie martw się, ja też. - uśmiechnął się szerzej. Usłyszałam gwizd - Do zobaczenia
- Do zobaczenia. - pani Wesley poganiała nas, żebyśmy wsiadali do pociągu. Weszłam i stanęłam w oknie koło Ami, Luny, Ginny i bliźniaków. Pociąg powoli ruszył. - Uważajcie na siebie dzieci! Dobrych ocen! - zaczęła biec za nami - I bądźcie... grzeczni! - machała nam, a my jej. 
- Chodźcie znajdziemy sobie wolny przedział. - powiedziała Ginny, a my przytaknęłyśmy. Fred i George zauważyli swoich przyjaciół w jednym z przedziałów i dołączyli do nich. Z powitania usłyszałam, że nazywają się Lee, Angelina, Katie i Alicja. Szłyśmy dalej. W następnym przedziale siedzieli jacyś z szóstego lub siódmego roku. Dalej siedzieli prefekci i w następnym też. Minełyśmy jeszcze chyba ze dwanaście przedziałów aż w końcu, w którymś siedziała Hermiona Granger.
- Hermiono, możemy tu siąść? - zapytała Ginny, która chyba najlepiej ją znała
- Jasne. - odpowiedziała i uśmiechnęła się przyjaźnie. Siedziała koło okna. Ginny zajęła miejsce naprzeciwko jej, obok Ginny siadła Luna, obok Luny Mer, a ja koło Hermiony. - Martwię się o Rona i Harrego. Nie pojawili się, a na peronie zostali chyba ostatni. - wyznała. Ginny też się zmartwiła, więc Luna poklepała ją po ramieniu i coś szepnęła na ucho. Spojrzałam za okno. Piękny, jesienny krajobraz rozciągał się za nim. Tak pięknie i romantycznie... Sama w sobie miłość jest piękna, cudowna. Nie kocham nikogo w ten inny sposób, więc nie wiem jak się ją czuję. Nie wiem, dlaczego niektórzy chcą wyjaśnić to zjawisko w naukowy sposób. Ja wolę, żeby zostało to nieodkryte. Zaczęłam śpiewać tę piosenkę:
Ona zawsze przyprawia mnie o chęć marzeń. Pokonam sztorm...
- Będziecie mieć niespodziankę. - powiedziała Hermiona, a tym samym przerwała ciszę. Lubię ciszę. Jest taka błoga. Ale zaintrygowała mnie tą niespodzianką. Ziewnęłam i zaraz zasnęłam.
- Alicjo. Wstawaj. - lekko trząsa mną Hermiona. Otwieram oczy. - Wózek z jedzeniem zaraz będzie. Może chcesz coś kupić?
- Tak. Z chęcią. - ziewnęłam
- Polecam ci czekoladowe żaby. - powiedziała jeszcze, a ja podniosłam się, bo leżałam na wszystkich fotelach po mojej stronie. Dla mnie Hermiona przeszła na drugą stronę. Miła jest.
- Chcecie coś kupić? - przyszła jakaś czarownica o ciemnych włosach. Wszystkie kupiłyśmy sobie czekoladowe żaby. Ja nawet dwie, a Mer trzy. - Uwaga! Mogą się rzucać. - dodała i poszła dalej, śmiejąc się. Uwierzyłam jej. Potem spojrzałam na Ginny. Ostrożnie utworzyła opakowanie. Chwyciłam żabę i wcisnęła ją do ust. Zrobiłam to samo. Udało mi się. -
- Ale dobre! - powiedziała Mer. Ma rację. Są pyszne. A co to? W opakowaniu coś jeszcze błyszczało. Wyjęłam to. Jakaś karta.
- To karta czarodzieja. Kogo masz. Ja profesor McGonagall. - powiedziała Luna. Tym rozmarzonym głosem. Spojrzałam.
- Profesor Dumbledore. - przeczytałam. Starszy pan z długą, siwą brodą.
- Dyrektor Hogwartu. Zobaczycie go na uczcie w Wielkiej Sali. - zakomunikowała Hermiona - Przebierzmy się lepiej w szaty. Już za jakąś godzinę Hogsmead. - zasunęła zasłony i wyjęła swoją szatę. My też zaczęłyśmy się przebierać. Szaty były nawet ładne. Prostota była najważniejsza. Rozmawiałyśmy jeszcze trochę. Gdy w końcu dojechaliśmy. Wzięłam swój kufer i klatkę z Anastazją i podążyłam do wyjścia.
- Pirszoroczni do mnie. Pirszoroczni. - zobaczyłam jakiegoś wielkiego człowieka, który wołał między innymi mnie. Odłożyłam kufer i sowę w miejscu na to przeznaczonym i podeszłam do olbrzyma. Stała koło niego mała grupa uczniów. - Cześć. Jestem Hagrid! - powiedział do mnie. - Gajowy Hogwartu. A ty jak masz na imię.
- Alicja. - powiedziałam, a on gestem wskazał, żebym się ustawiła. Gdy wszyscy z pierwszych klas ustawili się przy nim. Wsiedliśmy do łodzi. Były czteroosobowe. Siedziałam z Ginny, Luną i Mer. Miałam szczęście, bo siedziałam przodem do zamku i mogłam go widzieć za drzew, a gdy wypłynęliśmy na 1/3 jeziora. Mogłam podziwiać zamek w całości. Piękna, wielka, stara budowla. Wyglądała jak z bajek. Dotknęłam otwartą ręką tafli wody. Była zimna, ale przyjemna w dotyku. Chętnie bym do niej wskoczyła. Ciekawe w jakim domu była moja mama. Jestem w końcu półkrwi, bo tata jest mugolem. Ciekawe, dlaczego mama nie powiedziała nam wcześniej, dlaczego nigdy nie wspominała nam o czarodziejach itp. Zanim się obejrzałam byliśmy już w zamku. Wysiedliśmy z łodzi i zobaczyliśmy starszą nauczycielkę ze srogą miną.
- Dzień dobry. Jestem profesor McGonagall - powiedziała. Odpowiedzieliśmy jej. Zobaczyłam, że w ręku ma kapelusz. stołek i listę. - Proszę za mną. - doszliśmy do jakiegoś korytarza.
- Nowi uczniowie! Witajcie jestem Gruby mnich. Może spotkamy się w Hufflepuff! - powiedział jakiś duch, a potem przeniknął przez drzwi.
- Dzień dobry. Jestem Szara Dama. Czekam na was w Ravenclaw.- i zrobiła to samo
- Witajcie! Jestem Sir Nicholas. Spotkamy się w Gryffindorze! - i przeniknął przez drzwi
- A ja jestem Krwawy Baron. - krwawy??? - Zobaczymy się w Slytherinie! - i odleciał
- Wchodzimy. - powiedziała profesorka i otworzyła drzwi. Moim oczom ukazała się ogromna sala z pięcioma stołami. Cztery stały równolegle do siebie, a jeden dla nauczycieli stał prostopadle do nich. Poszliśmy na sam koniec sali. Profesorka postawiła stołek, a na nim kapelusz i powiedziała nam co będzie się działo (nie będę opisywać, bo było w książkach o Harrym Potterze - autorka) ta tiara zaśpiewała jakąś piosenkę o domach i zaczęto wyczytywać listę. Ja usłyszałam tylko, tylko jedno, jedyne nazwisko.
- Castellan Luke! - mój kolega podszedł do stołka i założył sobie tiarę na głowę, a ona wydarła się:
- Gryffindor! - poszedł do stołu. Potem Luna, tak samo. Dalsze nazwiska nie dochodziły do mnie, aż w końcu usłyszałam
- Prior Alicja! - serce mi zamarło, ale poszłam tak. Trzęsłam. Założyłam kapelusz na głowę, ale on nie opadł mi całkiem na oczy. Mój wielki łeb. Widziałam jak wszyscy na mnie patrzą. Aż w końcu tiara przemówiła:
- Alicja Prior? Ta Alicja Prior? - pomyślałam jaka? - A ty nic nie wiesz... nie mogę ci powiedzieć. Matka była w Hufflepuff, a ojciec... - mój ojciec jest mugolem! - Ty mi pasujesz do Ravenclawu i trochę do Slytherinu i też do Gryffindoru. - zauważyłam reakcję Ami i Luka jak idę do stołu ślizgonów - Mam decyzję!
-....
'''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''
Taka tortura! W jakim domu będzie Ali dowiemy się dopiero w rozdziale czwartym. Wiem, że końcówka mętna, ale nie miałam lepszego pomysłu.
Podoba się?
I kolejna tortura!
2 kom = rozdział 4

Alicja


poniedziałek, 5 stycznia 2015

Rozdział 2 - "Magiczną przygodę czas zacząć" + informacja

- Więc podoba ci się Harry-pan wielki bohater? - Ami zawsze musi się przyczepić. Choć, może teraz ma trochę racji. Zawsze dziewczynom podobają się bohaterowie. A szczególnie ci, którzy pokonali czarnoksiężnika, który zabił mnóstwo osób w wieku, no roku. To trochę nie dorzeczne, ale dzisiaj nawet deszcz słoni by mnie nie zdziwił.
- Mer nie bądź wredna. A właśnie nie przedstawiłyśmy się! Przepraszam... - bąknęłam, a America przejęła pałeczkę
- Jestem America Prior. Dla przyjaciół, do których się zaliczasz - uśmiechnęła się - Ami lub Mer.
- Alicja, Ali, Li. - powiedziałam
- Ginny! - ktoś krzyknął obok nas. Podbiegła jakaś blondynka. Bardzo ładna.
- O, Luna*! - wykrzyknęła ruda - Dawno się nie widziałyśmy! - Dziewczyny, to Luna. To moje nowe przyjaciółki...
- Cześć, jestem Ali - weszłam w słowo Ginny. Było to nie miłe, ale zawsze wolałam się przedstawiać sama. Nie byłam nieśmiała. Po chwili Mer też się przedstawiła i we cztery ruszyłyśmy dalej. Luna i Ginny rozmawiały, a ja korzystając z okazji, szepnęłam Ami do ucha: - Coraz bardziej podoba mi się ta przygoda. - jej też, bo uśmiechnęła się w języku sióstr.
- Dziewczyny, idziemy do kawiarni? - zapytała Ginny
- Na Pokątnej są najlepsze lody w całym świecie czarodziejów. - mówiła rozwlekle, lekko rozmarzonym głosem, lecz wydawała się sympatyczna. I co najważniejsze, szczera. Nie lubię fałszywych ludzi. Poczułam, że od kiedy weszłam na tą ulicę, coś się zmieniło. Jakby kamień spadł mi z serca. Znalazłam przyjaciół i nową szkołę..., za nim zdążyłam zacząć nowe gimnazjum. A może chodzi o to, że nie miałam ochoty widzieć swojej klasy po wakacjach. Nie lubiłam tych ludzi.Wrednych i fałszywych. Nowe otoczenie dobrze mi zrobi, a o szkole z internatem marzyłam odkąd zaczęłam oglądać Kod Lyoko**. A byłam wtedy bardzo mała. - Wiecie już do jakiego domu chcecie iść? Ja chyba do Ravenclaw.
- Ja do Gryffingoru. - przyznała Ginny - Tak jak cała moja rodzina. - westchnęła. A ja gdzie? Nie wiem, ale nie do Slytherinu.
- Na pewno nie do Slytherinu. - powiedziałam stanowczo
- No. I nie do Hufflepuff. - powiedziała Ami - Jestem trochę wredna i boję się, że będę u Ślizgonów.
- Nie masz się co martwić. - Luna położyła jej rękę na ramieniu - To nic strasznego. Możesz poprosić tiarę, żeby przydzieliła cię nie do Slytherinu. - uśmiechnęła się przyjaźnie, a do nas podeszła pani Wesley.
- Chodźcie dziewczynki. Wynajęłam pokoje w Dziurawym Kotle. Będziemy tam mieszkać do 1 września. - Mer chciała coś powiedzieć i otworzyła usta - powiadomiłam waszą mamę, czarownicę, że się wami zajęłam. Poinformuję was jak odpowie. -  Ruszyłyśmy do miejsca, w którym weszłyśmy na tę ulicę i weszłyśmy do budynku. Z panią Wesley na przodzie ruszyłyśmy na schody. Gdy przechodziłyśmy obok jednego z pokoi, usłyszałyśmy krzyk i wielki pająk wybiegł z otwartych drzwi tego pokoju. Ami krzyknęła, wpadła na mnie, a ja się przewróciłam. Pani Wesley pobiegła do pokoju, w którym jak się okazało mieszkał jej syn, Ron, a jego bracia, Fred i George spłatali mu psikusa, bo najwidoczniej boi się pająków.
- Nic ci się nie stało? - nie znam tego głosu. Odwracam głowę i widzę, że przed mną stoi chłopak o blond włosach z wyciągniętą ręką w moi kierunku. Chwytam ją.
- Jestem cała. Mam na imię Alicja. - uśmiecha się, a ja odwzajemniłam uśmiech
- Luke. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się zobaczymy. - powiedział, a potem ruszył w kierunku schodów. Chciałam się odwrócić, ale ktoś mi to uniemożliwił i szepnął:
- On się odwrócił. Ty tego nie rób. - moja siostra pokazała serduszko, a ja ją szturchnęłam. Ostrożnie zerknęłam za balustradę. On stał i rozmawiał z jakimś brunetem po czym wyszli. ~ Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się zobaczymy ~  jak rozumieć te słowa? Mer mnie pchnęła do przodu, nie zauważyłam jak ruszyłyśmy do przodu.
- Tu jest wasz pokój.,Alicjo i Americo. - weszłyśmy do dużego pokoju z dwoma wielki łożami. Rzuciłam się na jedno, a Mer na drugie. Moja siostra zaczęła śpiewać swoją ulubioną piosenkę.
- Love story? Nie żartujesz? - w odwyku zaczęła śpiewać głośniej. Nie mam wyboru. Muszę dotrwać aż skończy śpiewać. To tylko jedno przypadkowe spotkanie. A jej już się coś uroiło. Moja siostra...to moja siostra. Tak samo było w czwartej klasie, kiedy klasowy geniusz zaprosił mnie do tańca, a ja się zgodziłam. Nie żałuję tego, bo każda dziewczyna, włącznie z nią, odmawiała, a ja dałam mu nadzieję. Uśmiechał się do końca dyskoteki. Nie żałuje tego. Ona patrzy tylko czy ktoś jest ładny? Czasem mam takie wrażenie. Puk, puk - usłyszałam. 
- Proszę! - krzyknęłam, a w drzwiach stanęli Luna, Ginny, Fred i George. - Co tam?
- Musimy wybrać zwierzątka dla siebie. Idziemy, - z wielką chęcią wstałam z łóżka i złapałam za sakwę, a Mer uczyniła to samo. Gdy znaleźliśmy się na Pokątnej, weszliśmy do sklepu ze zwierzętami. 
- Dzień dobry! Co państwo szukają? - zapytał sprzedawca
- Chciałabym kupić kota. - powiedziała Luna, a sprzedawca zaprowadził ją gdzieś
- Najbardziej opłacalne są sowy. Roznoszą pocztę. - powiadomił Fred. Zdecydowałam się na czarną sowę, Ginny na płomykówkę, a Mer na brązową. Później wróciłyśmy do pokoju i zostawiłyśmy sowy. Zobaczyła książki i garnek obok mojego łóżka. Na pewno pani Wesley zrobiła nam zakupy. Muszę jej podziękować. Uczyniłam to na kolacji, a gdy wróciłam umyłam się i od razu zasnęłam...
~ ~ ~
Biegnę. Biegnę szybko przez las. Ciemny las. Coś mnie goni. Nie obracam się. Biegnę szybciej. Bolą mnie nogi. Nie jestem sama... ktoś jest ze mną. Dziewczyna, chłopak, nie wiem. Słyszę jak upada. Nie odwracam się. Słyszę krzyk. Zatrzymuję się. Odwracam i...
- Li! Wstawaj! - obudziłam się z nieprzytomną miną. Nad mną stała America - krzyczałaś przez sen. Myślałam, że coś ci się stało.
- Wszystko dobrze. Miałam koszmar. - uśmiechnęła się do mnie opiekuńczo i mnie przytuliła - Dobranoc.
- Dobranoc. - położyła się do swojego łóżka. Bałam się zasnąć. Dlaczego? Może , dlatego że od urodzin ten sen nawiedzał mnie co noc? Stwierdziłam, że będę spała na lewym boku***. Pomogło. Obudziłam się dopiero rano...
 ~ ~ ~ 
Dzień był bardzo ciepły. Zeszłam na śniadanie razem z rodziną Wesley i zjedliśmy pyszne śniadanko.
- Wasza mama odpowiedziała na moją sowę. Cieszy się, że jesteście bezpieczne i prosi, żebyście napisały do niej sowę jak dotrzecie do Hogwartu. - poinformowała nas pani Wesley. Poznałam też Hermionę i Harrego.  Później poszłyśmy kupić karmę dla Anastazji - mojej sowy, Barona - kota Ginny, Goldii - sowy Luny i Wredka - sowy Ami. Poszłyśmy na lody. Zakupiłyśmy różdżki i wróciłyśmy na obiad, gdzie zobaczyłam Luka. Mer śpiewała pod nosem Love Story. Spakowałyśmy kufry, bo jutro musiałyśmy znaleźć się na stacji King Cross..., ale w nocy znów nawiedził mnie mój sen...

- Szybciej dzieci! Spóźnimy się! Zbiegam ze schodów z moim kufrem. Co jest niebezpieczne, ale już ostatni schodek i... jestem. Zaraz koło mnie zjawiają się Fred i George.
- Chodź, mam kazała nam wsiadać do samochodu. - poinformował jeden
- Tam czeka nas tata. - powiedział drugi - Cześć tato!
- Hej chłopcy! - odpowiedział - A kim jest ta piękna dziewczyna? - uśmiechnęłam się
- Jestem Alicja Prior. Dzień dobry.
- Artur Wesley. Wsiadajcie do samochodu. Kufry zostawcie. Będą w bagażniku. - wsiadłam do małego samochodu. Ku mojemu zdziwieniu ten samochodzik miał 12 miejsc. Fred i George pociągnęli mnie na sam koniec, gdzie były trzy miejsca. Przed nami siedziały Ginny, Luna i Ami, przed nimi Ron, Hermiona i Harry, a przed nimi Percy, pani Wesley i pan Wesley za kierownicą. Za nim się obejrzałam, byliśmy już na stacji King Cross.


* - w mim opowiadaniu Luna i Ginny zaprzyjaźniły się wcześniej
** - kocham tę  bajkę
*** - podobno wtedy śnią się dobre sny
...............................................................
Miał być pociąg, ale rozdział byłby za długi. I tak jest już na 3 i pół kartki w bloggerze. Komentujcie, obserwujcie, udostępniajcie to bardzo ważne dla mnie :) Zajrzyjcie na moje inne blogi i jak wam się podoba nagłówek i element kursora? No i jak wiecie skończyła się przerwa świąteczna, dlatego rozdziały będą teraz rzadziej lub będą krótsze.

Alicja <3


piątek, 2 stycznia 2015

Rozdział 1 "Hogwart, Pokątna i Wesley"

Dedykuję: Aga

- Dziewczynki, jeśli wasza mama nie powiedziała wam jeszcze nic o pochodzeniu waszej krwi, to ja muszę to zrobić. - co nam mama nie powiedziała o pochodzeniu? I skąd ta kobieta może to wiedzieć? - Jesteście czarownicami pół krwi...
- Jakimi czarownicami?! Jestem zwykłą trzynastoletnią dziewczyną, która mieszka niedaleko Londynu! - przerwała jej America. Ma już tego dość. Ja też.
- Niech pani nie opowiada bredni. Jakimi pół krwi? Czarownicami? Tu gdzieś jest ukryta kamera?! - ja też się zdenerwowałam. No bo co to ma być?! 
- Wiem, że może brzmieć to dziwnie, ale to prawda. Bo po co mama ma kłamać? Może wydaje wam się to jak z jakiegoś filmu, ale magia istnieje, a po za tym to udowadnia samo dostanie się na Pokątną. - to powiedziała nam już jedyna dziewczyna. Na oko w naszym wieku. Jej wierzyłam bardziej niż jej matce. 
- Gdzie ta Pokątna? Zaprowadzicie nas? - zapytała Mer. Z miną, która wskazywała, że im nie wierzy, ale ze zrezygnowania o to zapytała. Kobieta uśmiechnęła się i gestem ręki wskazała, żebyśmy szły za nią. Było to dość niebezpieczne. A zwłaszcza, dlatego że mieli przewagę liczebną. Doszliśmy do jakiegoś baru. Wchodzimy i wychodzimy tylnymi drzwiami. Jaki to miało sens? O nie, ona znów wyciąga ten patyk. Stuka nim w cegły. Ami przysuwa się do mnie. I... cegły się rozsuwają. Wrzeszczymy z Mer na całe gardło.
- Cichutko dziewczynki. - ta kobieta coraz bardziej mnie przeraża. Jak mamy być cicho?! Jeszcze godzinę temu byłam normalna... psychicznie. Po tym to tylko dla nas oddział zamknięty. - Podajcie mi swoją listę książek? A i sakiewkę z pieniędzmi. - utworzyłyśmy torbę, a w niej znalazłyśmy te rzeczy i podałyśmy szalonej z kijem. - Pozwiedzajcie pokątną. Ja zrobię dla was zakupy. - kobieta poszła, jej dwóch synów też zobaczył swoich przyjaciół i do nich podszedł. Przy nas zostali bliźniacy i dziewczyna, chyba o imieniu Ginny. 
- Jestem George Wesley. - powiedział jeden i uśmiechnął się. Miał tak sympatyczny uśmiech, że poczułam, że moje kąciki ust się delikatnie podnoszą. 
- A ja Fred Wesley. - uśmiechnął się, ujął moją dłoń i pocałował, a jego brat zrobił to samo mojej siostrze, a potem się zamienili rolami. 
- Jestem Ginny Wesley. Jestem w waszym wieku i za dwa dni mam pierwszą podróż do Hogwartu i wy też. - uśmiechnęła się. 
- A właśnie. Co ten Hogwart? - zapytała America. Zachęciłyśmy się do zadawania pytań jak poszła ta kobieta, pani Wesley z kijem różdżką.
- To szkoła dla czarodziejów z Irlandii i Wielkiej Brytanii. - powiedział Fred
- Uczyła się w niej cała nasza rodzina!
- My, Ginewra, Ron i Percy nadal się uczymy!. - dodał George, a Ginny skrzywiła się słysząc swoje pełne imię. - Uważajcie na nauczyciela eliksirów! - ciągnął George
- Jest okropny, nienawidzę go! - prychnął Fred
- Ale najgorsza i tak jest tiara przydziału!!! To test! - krzyknęli obaj
- To nie jest takie straszne, - szepnął mi do ucha Fred - wystarczy założyć sobie kapelusz na głowę, a on stwierdzi twoje cechy i przynależy do domu.
- Ten test stwierdza do jakiego domu macie przynależeć! - powiedział George
- My jesteśmy w Gryffindorze. - powiedział Fred - dom dla dzielnych czarodziei!
- Jest też Hufflepuff! Dom dla niezdarnych. - dodał George - Niby są przyjacielscy, ale od innych domów odwracają się z szybkością światła!
- Jeśli jesteście bystre - ciągnie Fred - to Ravenclaw waszym domem jest!
- Do Slytherinu lepiej nie trafić. - radzi George - Ślizgoni są chamscy i okrutni i najczęściej są poplecznikami same-wiecie-kogo. - w tym momencie podszedł o nas chłopak. Przyjaciel bliźniaków i zostałyśmy tylko z Ginny. Zaczęłyśmy iść w przed siebie.
- Kogo? - zapytała Mer
- Chłopakom chodziło o... to wielki czarnoksiężnik. - pozabijał mnóstwo mugoli, - spojrzałyśmy pytająco - ludzi bez czarodziejskiej mocy i czarodziejów. Jest tak straszny, że wiele osób boi się wymawiać jego imię. Zniszczył go roczny Harry Potter, też chodzi do Hogwartu. Jest na drugim roku i przyjaźni się z moim bratem, Ronem. - zaczerwieniła się na imię "Harry". Czyżby go lubiła, lubiła? - W tamtym roku szkolnym podobno też go pokonał, ale mama nie chciała mi dużo mówić... to znaczy, że on nie zginął i powrócił, tyle, że jest bezcielesny. - nie wiem kto ten sam-wiesz-kto, ale się go boję, a jeszcze bardziej tego, że powraca...
'''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''
1 rozdział zakończony!
Jak wam się podoba?
Dużo dialogów było w tym rozdziale, ale dziewczyny na razie muszą się wszystkiego dowiedzieć!
Następny rozdział już nie długo, a w nim:
  • Ron, Hermiona, Harry i Draco
  • Dalsza rozmowa Li - Mer - Ginnny
  • Pociąg Londyn - Hogwart
Alicja <3
Emma <3

Rok 2015

Z okazji Nowego Roku życzę wam: szczęścia, zdrowia, dużo Harrego Pottera (cokolwiek to znaczy), dużo czasu dla siebie, rodziny i przyjaciół, uśmiechu, radości z życia i lepszego roku 2015 :)

Bloggerom życzę dużo weny, miłych komentarzy, wynagrodzenia za ciężką pracę i przetrwania w tym ciężkim świecie blogów :)

I dla wszystkich:


 Szczęścia, co radość daje, 

Miłość, co niesie pokój, 
Zdrowia, co rodzi wytrwałość, 
Wiary, co nadzieje prowadzi, 
Dni wypełnionych do końca, 
Nowych wschodów słońca 
I niech więcej takich rzeczy 

Nowy Rok Ci użyczy