niedziela, 25 stycznia 2015

Rozdział 5 - Odpowiedź

- Nie powiedziałaś nam jeszcze gdzie byłaś. - niestety, moja siostra wróciła do tego tematu gdy w szóstkę szliśmy przez błonia - I nie mów, że byłaś w pokoju, bo poszłam i ciebie nie było. Chłopaki byli przy drzwiach frontowych, Luna jeszcze w Wielkiej Sali, a Ginny w pokoju wspólnym. Gdzie byłaś?! - musiała to wiedzieć. Nie myślała, żeby odpuścić.
- Ami to jej sprawa. - jęknął cicho Percy. Miło, że stanął w mojej obronie, ale siostra obrzuciła go takim spojrzeniem, że nie dziwne, iż już nic więcej nie powiedział. Powiem prawdę... przynajmniej po części.
- Poszłam się przejść. I przy okazji wysłałam list do mamy, żeby się nie martwiła. - wytłumaczyłam. Było to prawdą. Byłam na spacerze. Wysyłałam list. Powiedziałam, żeby się nie martwiła. Tylko nie powiedziałam o moich pytaniach.
- Aha... - moja siostra odpuściła. Wlepiła wzrok w ziemię i się nie odzywała.
- Czyli to już wszystkie lekcje na dziś? - spytała Luna
- Na to wygląda. Jak odrobimy lekcje mamy resztę dnia dla siebie. - odpowiedziała Ginny. Wyprzedziła nas o parę kroków i zrobiła obrót. Tryskała dzisiaj życiem.
- Nareszcie się wyśpię! - krzyknął Percy - Tak krótko ostatnio spałem. - był szczęśliwy z dzisiejszego dnia. Tak samo jak Ginny.
- Ja tu chyba zostanę. Jest taki piękny dzień. Odrobię lekcję i poleżę. - Mer rzuciła się na ziemię. Spojrzałam na nią. Również była szczęśliwa.
- Ja pójdę porozmawiać z gajowym. Może oda mi się go przekonać na mały spacer do lasu. - powiedziała Luna i wolnym krokiem ruszyła w stronę lasu. Zostaliśmy tylko we czworo, a raczej we troje, bo Percy zobaczył, że Gryffindor ma trening.
- Idę pooglądać. - krzyknął. Był już 3 metry od nas. - Nie obrazicie się, że was zostawiam?
- Tak, będziemy obrażeni. Nie będziemy z tobą gadać! - krzyknął Luke, a ja mimowolnie się zaśmiałam. Percy zatrzymał się i na nas spojrzał z roztargnieniem. Znał Luka dłużej niż ja, więc przestałam się śmiać.
- Spoko! Leć! Ja się nie obrażę! - krzyknęłam, a on uśmiechnął się i rzucił się pędem na stadion.
- Nie musiałaś tak mówić. By się bał. - Luke spojrzał na mnie z wyrzutem
- Sorry, ale nie jestem tak wredna dla ludzi. - uśmiechnęłam się z pogardą i przepraszająco. Powoli doszliśmy do zamku i powoli weszliśmy, a raczej wwlekliśmy się na siódme piętro. Kto pomyślał, żeby to było aż tak wysoko.
- Porzeczki... - wysapałam, a portret odskoczył. rzuciłam się na fotel. Mam bardzo słabą kondycję. Luke też wygląda na wyczerpanego. Rzucił się na fotel obok i oddycha ciężko. Ginny wygląda na najmniej wykończoną. Ale nie była też w pełni siły. Mimo tego, że nie była cała czerwona jak ja, to policzki miała w kolorze ciemnego różu, choć oddech miała miarowy i płytki. Przez jakiś kwadrans dochodziliśmy do siebie, a potem stwierdziliśmy, że odrobimy lekcje. To było tak dziwne i tak cudowne, że poznaliśmy się wczoraj, a już można nas nazwać przyjaciółmi. Odrobiliśmy wszystkie lekcje w półtorej godziny. Razem szło nam szybciej. O wiele szybciej niż gdy odrabiałam matmę.
- Jutro mamy zaklęcia, dwie godziny eliksirów, transmutację, OPCM i ONMS. - wyrecytowała Ginny. Spojrzałam na plan.

1. Zaklęcia
2. Eliksiry ze Ślizgonami
3. Eliksiry ze Ślizgonami
4. Drugie śniadanie
5. Transmutacja z Krukonami
6. OPCM - wszyscy 
7. ONMS ze Ślizgonami
8. Czas wolny - 1h
9. Obiad

- Trzeba wcześniej wstać. - dodałam -  Nie zaczynamy o 9.30, tylko o 8.50.
- Percy nie będzie zadowolony. - dopowiedział Luke - A gdzie oni są? - zapytał. Nie zastanawiałam się, ale część odpowiedzi zaraz się pojawiła, bo przez dziurę pod portretem przelazł Percy. Był bardzo zadowolony. Rzucił się na fotel obok Luka, ale przejście jeszcze się nie zamknęło i weszła Luna. Moja siostra pewnie śpi w najlepsze! Luna zajęła fotel pomiędzy mną, a miejscem dla Ami. Siedzieliśmy tak wokół stolika:

Dormitoria
Miejsce dla Ami
Luke                        Luna

Percy                     Ja  
Ginny
Przejście 

Żartowaliśmy, rozmawialiśmy, opowiadaliśmy sobie i po prostu cieszyliśmy się towarzystwem, aż do obiadu, Zeszliśmy na dół. Mer nie było. Nie zdziwiłabym się widząc ją śpiącą na błoniach pod jakimś drzewem. Zajęłam miejsce koło Luka, a naprzeciwko nas usiadła reszta. Wzięłam sobie wielki kawał kurczaka, którego tak uwielbiałam. Do tego sok dyniowy i... Ami? Moja siostra weszła do sali. Nie była sama. Co dziwniejsze, że była z wrogiem Wesleyów. Draco Malfoyem. Usłyszałam kawałek ich rozmowy ~ Pa, ślicznotko. ~ Zaraz po tych słowach Ami usiadła koło Luka, a gdy wszyscy patrzyli na nią z odrazą, była zaskoczona. Ale mnie nie obchodziło, bo do Wielkiej sali właśnie wleciała sowa (podczas kolacji). Moja sowa! Zostawiła list na pustym talerzu i odleciała. Chwyciłam ją i chciałam chłonąć słowa. Tylko kątem oka zauważyłam jak Ami wychodzi. List był od mamy. W pięknej, jasno niebieskiej kopercie.

Kochana Alicjo,
Bardzo się cieszę, że jesteście bezpieczne. Serdecznie was pozdrawiamy. Na niektóre twoje pytania nie mogę odpowiedzieć. Pamela nie jest czarownicą. Długo próbowałam wykrztusić z niej choćby krztynę magii, ale nie pokazywała zdolności magicznych. Może dlatego nie powiedziałam o tym wam. Nie chciałam czuć się rozczarowana, gdyby się okazało, że nie jesteście czarownicami. Byłoby mi wtedy smutno. Will nie pokazuje żadnych umiejętności magicznych, ale nigdy nic nie wiadomo. Jednak nie umiem lub nie mogę odpowiedzieć ci na ostatnie pytanie. I ostrzegam cię, nie warto się nad tym zastanawiać. 
Pozdrawiam ciebie i Americę
Mama
Ps. Ja byłam Puchonką

Skamieniałam. Wstałam i szybkim krokiem wyszłam z sali. Nie zwracając uwagi na przyjaciół.
--------------------------------
Trochę się zeszło zanim to napisałam, ale jak mówiłam nie miałam pomysłu na rozdział.

Alicja 

2 komentarze: