poniedziałek, 5 stycznia 2015

Rozdział 2 - "Magiczną przygodę czas zacząć" + informacja

- Więc podoba ci się Harry-pan wielki bohater? - Ami zawsze musi się przyczepić. Choć, może teraz ma trochę racji. Zawsze dziewczynom podobają się bohaterowie. A szczególnie ci, którzy pokonali czarnoksiężnika, który zabił mnóstwo osób w wieku, no roku. To trochę nie dorzeczne, ale dzisiaj nawet deszcz słoni by mnie nie zdziwił.
- Mer nie bądź wredna. A właśnie nie przedstawiłyśmy się! Przepraszam... - bąknęłam, a America przejęła pałeczkę
- Jestem America Prior. Dla przyjaciół, do których się zaliczasz - uśmiechnęła się - Ami lub Mer.
- Alicja, Ali, Li. - powiedziałam
- Ginny! - ktoś krzyknął obok nas. Podbiegła jakaś blondynka. Bardzo ładna.
- O, Luna*! - wykrzyknęła ruda - Dawno się nie widziałyśmy! - Dziewczyny, to Luna. To moje nowe przyjaciółki...
- Cześć, jestem Ali - weszłam w słowo Ginny. Było to nie miłe, ale zawsze wolałam się przedstawiać sama. Nie byłam nieśmiała. Po chwili Mer też się przedstawiła i we cztery ruszyłyśmy dalej. Luna i Ginny rozmawiały, a ja korzystając z okazji, szepnęłam Ami do ucha: - Coraz bardziej podoba mi się ta przygoda. - jej też, bo uśmiechnęła się w języku sióstr.
- Dziewczyny, idziemy do kawiarni? - zapytała Ginny
- Na Pokątnej są najlepsze lody w całym świecie czarodziejów. - mówiła rozwlekle, lekko rozmarzonym głosem, lecz wydawała się sympatyczna. I co najważniejsze, szczera. Nie lubię fałszywych ludzi. Poczułam, że od kiedy weszłam na tą ulicę, coś się zmieniło. Jakby kamień spadł mi z serca. Znalazłam przyjaciół i nową szkołę..., za nim zdążyłam zacząć nowe gimnazjum. A może chodzi o to, że nie miałam ochoty widzieć swojej klasy po wakacjach. Nie lubiłam tych ludzi.Wrednych i fałszywych. Nowe otoczenie dobrze mi zrobi, a o szkole z internatem marzyłam odkąd zaczęłam oglądać Kod Lyoko**. A byłam wtedy bardzo mała. - Wiecie już do jakiego domu chcecie iść? Ja chyba do Ravenclaw.
- Ja do Gryffingoru. - przyznała Ginny - Tak jak cała moja rodzina. - westchnęła. A ja gdzie? Nie wiem, ale nie do Slytherinu.
- Na pewno nie do Slytherinu. - powiedziałam stanowczo
- No. I nie do Hufflepuff. - powiedziała Ami - Jestem trochę wredna i boję się, że będę u Ślizgonów.
- Nie masz się co martwić. - Luna położyła jej rękę na ramieniu - To nic strasznego. Możesz poprosić tiarę, żeby przydzieliła cię nie do Slytherinu. - uśmiechnęła się przyjaźnie, a do nas podeszła pani Wesley.
- Chodźcie dziewczynki. Wynajęłam pokoje w Dziurawym Kotle. Będziemy tam mieszkać do 1 września. - Mer chciała coś powiedzieć i otworzyła usta - powiadomiłam waszą mamę, czarownicę, że się wami zajęłam. Poinformuję was jak odpowie. -  Ruszyłyśmy do miejsca, w którym weszłyśmy na tę ulicę i weszłyśmy do budynku. Z panią Wesley na przodzie ruszyłyśmy na schody. Gdy przechodziłyśmy obok jednego z pokoi, usłyszałyśmy krzyk i wielki pająk wybiegł z otwartych drzwi tego pokoju. Ami krzyknęła, wpadła na mnie, a ja się przewróciłam. Pani Wesley pobiegła do pokoju, w którym jak się okazało mieszkał jej syn, Ron, a jego bracia, Fred i George spłatali mu psikusa, bo najwidoczniej boi się pająków.
- Nic ci się nie stało? - nie znam tego głosu. Odwracam głowę i widzę, że przed mną stoi chłopak o blond włosach z wyciągniętą ręką w moi kierunku. Chwytam ją.
- Jestem cała. Mam na imię Alicja. - uśmiecha się, a ja odwzajemniłam uśmiech
- Luke. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się zobaczymy. - powiedział, a potem ruszył w kierunku schodów. Chciałam się odwrócić, ale ktoś mi to uniemożliwił i szepnął:
- On się odwrócił. Ty tego nie rób. - moja siostra pokazała serduszko, a ja ją szturchnęłam. Ostrożnie zerknęłam za balustradę. On stał i rozmawiał z jakimś brunetem po czym wyszli. ~ Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się zobaczymy ~  jak rozumieć te słowa? Mer mnie pchnęła do przodu, nie zauważyłam jak ruszyłyśmy do przodu.
- Tu jest wasz pokój.,Alicjo i Americo. - weszłyśmy do dużego pokoju z dwoma wielki łożami. Rzuciłam się na jedno, a Mer na drugie. Moja siostra zaczęła śpiewać swoją ulubioną piosenkę.
- Love story? Nie żartujesz? - w odwyku zaczęła śpiewać głośniej. Nie mam wyboru. Muszę dotrwać aż skończy śpiewać. To tylko jedno przypadkowe spotkanie. A jej już się coś uroiło. Moja siostra...to moja siostra. Tak samo było w czwartej klasie, kiedy klasowy geniusz zaprosił mnie do tańca, a ja się zgodziłam. Nie żałuję tego, bo każda dziewczyna, włącznie z nią, odmawiała, a ja dałam mu nadzieję. Uśmiechał się do końca dyskoteki. Nie żałuje tego. Ona patrzy tylko czy ktoś jest ładny? Czasem mam takie wrażenie. Puk, puk - usłyszałam. 
- Proszę! - krzyknęłam, a w drzwiach stanęli Luna, Ginny, Fred i George. - Co tam?
- Musimy wybrać zwierzątka dla siebie. Idziemy, - z wielką chęcią wstałam z łóżka i złapałam za sakwę, a Mer uczyniła to samo. Gdy znaleźliśmy się na Pokątnej, weszliśmy do sklepu ze zwierzętami. 
- Dzień dobry! Co państwo szukają? - zapytał sprzedawca
- Chciałabym kupić kota. - powiedziała Luna, a sprzedawca zaprowadził ją gdzieś
- Najbardziej opłacalne są sowy. Roznoszą pocztę. - powiadomił Fred. Zdecydowałam się na czarną sowę, Ginny na płomykówkę, a Mer na brązową. Później wróciłyśmy do pokoju i zostawiłyśmy sowy. Zobaczyła książki i garnek obok mojego łóżka. Na pewno pani Wesley zrobiła nam zakupy. Muszę jej podziękować. Uczyniłam to na kolacji, a gdy wróciłam umyłam się i od razu zasnęłam...
~ ~ ~
Biegnę. Biegnę szybko przez las. Ciemny las. Coś mnie goni. Nie obracam się. Biegnę szybciej. Bolą mnie nogi. Nie jestem sama... ktoś jest ze mną. Dziewczyna, chłopak, nie wiem. Słyszę jak upada. Nie odwracam się. Słyszę krzyk. Zatrzymuję się. Odwracam i...
- Li! Wstawaj! - obudziłam się z nieprzytomną miną. Nad mną stała America - krzyczałaś przez sen. Myślałam, że coś ci się stało.
- Wszystko dobrze. Miałam koszmar. - uśmiechnęła się do mnie opiekuńczo i mnie przytuliła - Dobranoc.
- Dobranoc. - położyła się do swojego łóżka. Bałam się zasnąć. Dlaczego? Może , dlatego że od urodzin ten sen nawiedzał mnie co noc? Stwierdziłam, że będę spała na lewym boku***. Pomogło. Obudziłam się dopiero rano...
 ~ ~ ~ 
Dzień był bardzo ciepły. Zeszłam na śniadanie razem z rodziną Wesley i zjedliśmy pyszne śniadanko.
- Wasza mama odpowiedziała na moją sowę. Cieszy się, że jesteście bezpieczne i prosi, żebyście napisały do niej sowę jak dotrzecie do Hogwartu. - poinformowała nas pani Wesley. Poznałam też Hermionę i Harrego.  Później poszłyśmy kupić karmę dla Anastazji - mojej sowy, Barona - kota Ginny, Goldii - sowy Luny i Wredka - sowy Ami. Poszłyśmy na lody. Zakupiłyśmy różdżki i wróciłyśmy na obiad, gdzie zobaczyłam Luka. Mer śpiewała pod nosem Love Story. Spakowałyśmy kufry, bo jutro musiałyśmy znaleźć się na stacji King Cross..., ale w nocy znów nawiedził mnie mój sen...

- Szybciej dzieci! Spóźnimy się! Zbiegam ze schodów z moim kufrem. Co jest niebezpieczne, ale już ostatni schodek i... jestem. Zaraz koło mnie zjawiają się Fred i George.
- Chodź, mam kazała nam wsiadać do samochodu. - poinformował jeden
- Tam czeka nas tata. - powiedział drugi - Cześć tato!
- Hej chłopcy! - odpowiedział - A kim jest ta piękna dziewczyna? - uśmiechnęłam się
- Jestem Alicja Prior. Dzień dobry.
- Artur Wesley. Wsiadajcie do samochodu. Kufry zostawcie. Będą w bagażniku. - wsiadłam do małego samochodu. Ku mojemu zdziwieniu ten samochodzik miał 12 miejsc. Fred i George pociągnęli mnie na sam koniec, gdzie były trzy miejsca. Przed nami siedziały Ginny, Luna i Ami, przed nimi Ron, Hermiona i Harry, a przed nimi Percy, pani Wesley i pan Wesley za kierownicą. Za nim się obejrzałam, byliśmy już na stacji King Cross.


* - w mim opowiadaniu Luna i Ginny zaprzyjaźniły się wcześniej
** - kocham tę  bajkę
*** - podobno wtedy śnią się dobre sny
...............................................................
Miał być pociąg, ale rozdział byłby za długi. I tak jest już na 3 i pół kartki w bloggerze. Komentujcie, obserwujcie, udostępniajcie to bardzo ważne dla mnie :) Zajrzyjcie na moje inne blogi i jak wam się podoba nagłówek i element kursora? No i jak wiecie skończyła się przerwa świąteczna, dlatego rozdziały będą teraz rzadziej lub będą krótsze.

Alicja <3


5 komentarzy: