CIEKAWOSTKI:
- Data założenia bloga nie jest przypadkowa. Już kiedyś założyłam bloga i właśnie tego dnia go zreformowałam i miał wtedy wielu, wielu czytelników
- Dzień urodzin Alicji pokrywa się z dniem moich urodzin, ale miesiąc jest inny, ponieważ nie chcę, żeby była moim odzwierciedleniem
- America została wzięta z "Rywalek"
- Alicja to połączenie różnym bohaterek, więcej w zakładce bohaterowie
- Na początku Alicja i Ginny miały trafić do Gryffindoru, a Ami i Luna do Ravenclawu
- Tiara przydziału zastanawiała się czy nie dać Mer do Slytherinu
- Alicja i America są tak naprawdę przyrodnimi siostrami
- Luke ma gen wilkołactwa, co oznacza, że ktoś z jego rodziny też go ma
- Matka Alicji była Puchonką
Sprostowania
- Pierwszy list jej mamy był krótki i mało zdradzał. Kobieta bała się napisać coś więcej, ponieważ nie może zdradzić kto jest jej ojcem
- Opowiadanie pokrywa się z drugą częścią, więc możliwe, że Ginny chciała powiedzieć o dzienniku (rozdział 8)
- Jej mama przyjaźniła się z Lily Evans i Huncwotami, więc musiała się uczyć w ich czasach
- Twarz w oknie i autor gróźb to ta sama osoba (rozdział 10)
- Alicja skłamała, ponieważ jeśliby powiedziała prawdę, musiałby powiedzieć o ojcu, groźbach, o tym, że ukradła tiarę, o Luku i innych przewinieniach
- Alicja nie mogła stać się wilkołakiem, ponieważ nie została ugryziona podczas pełni
- Bracia, z końca rozdziału 12, zostali wymyśleni przy oglądaniu TVD
sobota, 28 marca 2015
piątek, 27 marca 2015
LBA nr 4
Zostałam nominowana do LBA! Po raz: 4! Nominowała mnie Astoria Jackson, z bloga: http://lost-in-dreamsss.blogspot.com/, gorąco go polecam
1.Ulubiony sklep z butami?
CCC
2.Wolisz kupować czy wypożyczać książki?
Kupować, a potem się im przyglądać :*
3.Ile masz lat?
13, prawie
4.Jak się nazywasz?
Alicja Sims
5.Lubisz rysować?
Czasami
6.Kot vs pies
Oczywiście, że kotek/ O ten, który teraz leży mi na klawiaturze. Kocham cię kocie :*
7.Ulubiony słodycz?
Wafelki z czekoladą
8.Masz rodzeństwo?
Niestety tak
9.Ulubiony przedmiot?
Historia <3
10. Ulubiony sklep z ciuchami ?
H&M
11.Kiedy ostatnio byłaś w kinie
Będę jutro, na Zbuntowanej
Ja nominuję:
http://burzliwa-milosc-lily-evans.blogspot.com/
http://przeszlosc-czesto-boli.blogspot.com/
http://syriusz-black-i-dorcas-meadowes.blogspot.com/
http://dorcas-wyprawa-po-milosc.blogspot.com/
1.Ulubiony sklep z butami?
CCC
2.Wolisz kupować czy wypożyczać książki?
Kupować, a potem się im przyglądać :*
3.Ile masz lat?
13, prawie
4.Jak się nazywasz?
Alicja Sims
5.Lubisz rysować?
Czasami
6.Kot vs pies
Oczywiście, że kotek/ O ten, który teraz leży mi na klawiaturze. Kocham cię kocie :*
7.Ulubiony słodycz?
Wafelki z czekoladą
8.Masz rodzeństwo?
Niestety tak
9.Ulubiony przedmiot?
Historia <3
10. Ulubiony sklep z ciuchami ?
H&M
11.Kiedy ostatnio byłaś w kinie
Będę jutro, na Zbuntowanej
Ja nominuję:
http://burzliwa-milosc-lily-evans.blogspot.com/
http://przeszlosc-czesto-boli.blogspot.com/
http://syriusz-black-i-dorcas-meadowes.blogspot.com/
http://dorcas-wyprawa-po-milosc.blogspot.com/
Moje pytania:
1) Czytasz mojego bloga? A w ogóle wiesz kim jestem?
2) Jak masz na imię?
3) Lubisz TVD? Kogo lubisz najbardziej?
4) Lubisz historię, jako przedmiot w szkole?
5) Ile masz lat?
6) Gdzie chcesz studiować?
7) Ulubiona piosenka?
8) Ulubione zwierze?
9) Ulubiony film?
10) Ulubiony aktor/aktorka?
11) Ulubiona piosenkarka?
czwartek, 26 marca 2015
Rozdział 12 - Szpital
- Dlaczego nic więcej nam nie powiedziała. To nasza przyjaciółka, mamy prawo wiedzieć! - krzyknąłem po raz któryś. Każde z nas miało inny sposób na rozładowanie tych informacji. Luna siedziała cicho i wpatrywała się w ogień. Nie odezwała się, ani słowem. Ginny wymyślała jak dowiedzieć się więcej o naszej przyjaciółce, a Percy pokazał, że jednak ma w sobie trochę energii i boksował fotele i kanapy, i jeszcze ja. Darłem się na wszystko. Na chwilę usiadłem na fotelu i schowałem twarz w dłoniach. Dlaczego tak się o nią martwię?
"Trzeba być bardzo dzielnym, by stawić czoło wrogom, ale tyle samo męstwa wymaga wierność przyjaciołom" - Albus Dumbledore
- Dzień dobry. - weszła kobieta. Jak na uzdrowicielkę to młoda. - Będę twoją uzdrowicielką podczas twojego pobytu tutaj. - uśmiechnęła się - Nazywam się Sylvia Jones. Pokarz mi swoją rękę. - nie zrozumiałam o co jej chodzi, ale posłusznie zdjęłam sweter. Spojrzałam na prawą rękę, w której poczułam straszny ból.
- Auć. - powiedziałam, na ręce miałam potworne ugryzienie. Duże i rozwlekłe. Czerwone. Kobieta zakryła dłonią usta. Była przerażona, ja też. - Co mi się stało.
- To jest... to ugryzienie wilkołaka. Ale jak? Pełnia była dwa tygodnie temu. Tyle samo jest do następnej pełni. Jak to się stało. - ona histeryzowała, ale mnie nagle olśniło. W moim ostatnim śnie coś mnie ugryzło... Biegnę. Biegnę szybko przez las. Ciemny las. Coś mnie goni. Nie obracam się. Biegnę szybciej. Bolą mnie nogi. Nie jestem sama... ktoś jest ze mną. Dziewczyna, chłopak, nie wiem. Słyszę jak upada. Nie odwracam się. Słyszę krzyk. Zatrzymuję się. Odwracam i widzę błysk świateł, ale one nie osłabiają bestii. Stwór dostrzega mnie i goni. Przyśpieszam, ale bestia jest szybsza. Dopada mnie i gryzie w rękę. Potem upada odtrącona przez śnieżnobiałego wilka. Luke, to on ze mną biegł, a teraz przemienił się w wilka...
Dostrzegłam w tym śnie coś jeszcze. Było ciepło. Było lato lub koniec wiosny. Czyli Luke przynajmniej do tamtej pory będzie wilkołakiem. Wiem to, bo moje sny nie są zwyczajne. Moja rana też nie...
- Czysta krew. - powiedziałam i weszłam do dormitorium Ślizgonów. Mojego nowego dormitorium. Już załatwiłam z Dumbledorem, że się tam przeniosę. Przecież tiara chciała mnie tam dać, ale ja chciałam być z siostrą. Mój błąd, kolejny. W sumie to zaprzyjaźniłam się już z Pansy, Dafne, Florą i Hestią - moimi nowymi współlokatorkami. Ale to nie był mój największy problem. Jak moją siostrę ugryzł wilkołak? Jak? Pełnia była dawno. Pamiętam, bo spędziłam ten wieczór na wieży astronomicznej. Następna za dwa tygodnie. Cholera. Dzieje się coś niedobrego. Czuję to.
- Witaj Americo. Coś się stało? - w dotychczasowo pustym Pokoju Wspólnym, pojawiła się Flora Carrow. Polubiłam ją i wydaje mi się, że ona polubiła mnie. Może jednak tu pasowałam.
- Och, nic wielkiego. Po prostu moja kochana siostrzyczka. - słowo kochana wypowiedziałam sarkastycznie - pojechała do św. Munga i cała szkoła o tym mówi. A McGonagall myśli, że mnie to interesuje. - prychnęłam i obie się zaśmiałyśmy. Musiałam zachowywać się w Ślizgoński sposób. I nie pokazywać, że obchodzi mnie Gryfonka, z którą łączę mnie tylko więzy krwi.
- To musi być denerwujące. Cieszę się, że ja i moja siostra trafiłyśmy tu.Chyba bym się powiesiła gdybym trafiła do kartofli z Hufflepuff czy sztywniaków z Gryffindoru. Ravenclaw bym jeszcze przeżyła, ale inne to już nie. Dobrze, że tu trafiłam, a ty masz naprawdę wielkie szczęście, że zechciałaś się przenieść. - uśmiechnęła się do mnie, odwzajemniłam uśmiech. Mój był nieszczery, jakie szczęście, że opanowałam sztukę kłamania i sztuczności do perfekcji. Umiałam nie pokazywać niepewności, smutku, radości, ekscytacji, zdenerwowania i śmiać się na zawołanie. Były to przydatne umiejętności. Ale to dzięki nim nadawałam się do Slytherinu... - Twoja siostra jest szczególną sztywniaczką. Dobrze, że tu nie trafiła. Jest za brzydka na Ślizgonkę. - powstrzymywałam się, żeby nie przywalić tej suce w zęby.Odetchnęłam ciężko i wstałam.
- Muszę iść do łazienki. - powiedziałam uprzejmie i odeszłam. Otworzyłam drzwi do pokoju i kopnęłam w łóżko Flory. Uderzyłam z taką siłą, że coś wypadło z materaca. Obejrzałam to i okazało się, że to pamiętnik. Czas zachować się po Ślizgońsku...
"Trzeba być bardzo dzielnym, by stawić czoło wrogom, ale tyle samo męstwa wymaga wierność przyjaciołom" - Albus Dumbledore
~.~
Zaprowadzono mnie do jakiejś sali i kazano siąść na jakiejś kozetce. Poprzedni uzdrowiciel odszedł.- Dzień dobry. - weszła kobieta. Jak na uzdrowicielkę to młoda. - Będę twoją uzdrowicielką podczas twojego pobytu tutaj. - uśmiechnęła się - Nazywam się Sylvia Jones. Pokarz mi swoją rękę. - nie zrozumiałam o co jej chodzi, ale posłusznie zdjęłam sweter. Spojrzałam na prawą rękę, w której poczułam straszny ból.
- Auć. - powiedziałam, na ręce miałam potworne ugryzienie. Duże i rozwlekłe. Czerwone. Kobieta zakryła dłonią usta. Była przerażona, ja też. - Co mi się stało.
To jest wilk Luke |
Dostrzegłam w tym śnie coś jeszcze. Było ciepło. Było lato lub koniec wiosny. Czyli Luke przynajmniej do tamtej pory będzie wilkołakiem. Wiem to, bo moje sny nie są zwyczajne. Moja rana też nie...
~.~
Cholera. Moją siostrę ugryzł wilkołak. Co mam robić. Odrzuciłam rude włosy do tyłu.- Czysta krew. - powiedziałam i weszłam do dormitorium Ślizgonów. Mojego nowego dormitorium. Już załatwiłam z Dumbledorem, że się tam przeniosę. Przecież tiara chciała mnie tam dać, ale ja chciałam być z siostrą. Mój błąd, kolejny. W sumie to zaprzyjaźniłam się już z Pansy, Dafne, Florą i Hestią - moimi nowymi współlokatorkami. Ale to nie był mój największy problem. Jak moją siostrę ugryzł wilkołak? Jak? Pełnia była dawno. Pamiętam, bo spędziłam ten wieczór na wieży astronomicznej. Następna za dwa tygodnie. Cholera. Dzieje się coś niedobrego. Czuję to.
- Witaj Americo. Coś się stało? - w dotychczasowo pustym Pokoju Wspólnym, pojawiła się Flora Carrow. Polubiłam ją i wydaje mi się, że ona polubiła mnie. Może jednak tu pasowałam.
- Och, nic wielkiego. Po prostu moja kochana siostrzyczka. - słowo kochana wypowiedziałam sarkastycznie - pojechała do św. Munga i cała szkoła o tym mówi. A McGonagall myśli, że mnie to interesuje. - prychnęłam i obie się zaśmiałyśmy. Musiałam zachowywać się w Ślizgoński sposób. I nie pokazywać, że obchodzi mnie Gryfonka, z którą łączę mnie tylko więzy krwi.
- To musi być denerwujące. Cieszę się, że ja i moja siostra trafiłyśmy tu.Chyba bym się powiesiła gdybym trafiła do kartofli z Hufflepuff czy sztywniaków z Gryffindoru. Ravenclaw bym jeszcze przeżyła, ale inne to już nie. Dobrze, że tu trafiłam, a ty masz naprawdę wielkie szczęście, że zechciałaś się przenieść. - uśmiechnęła się do mnie, odwzajemniłam uśmiech. Mój był nieszczery, jakie szczęście, że opanowałam sztukę kłamania i sztuczności do perfekcji. Umiałam nie pokazywać niepewności, smutku, radości, ekscytacji, zdenerwowania i śmiać się na zawołanie. Były to przydatne umiejętności. Ale to dzięki nim nadawałam się do Slytherinu... - Twoja siostra jest szczególną sztywniaczką. Dobrze, że tu nie trafiła. Jest za brzydka na Ślizgonkę. - powstrzymywałam się, żeby nie przywalić tej suce w zęby.Odetchnęłam ciężko i wstałam.
- Muszę iść do łazienki. - powiedziałam uprzejmie i odeszłam. Otworzyłam drzwi do pokoju i kopnęłam w łóżko Flory. Uderzyłam z taką siłą, że coś wypadło z materaca. Obejrzałam to i okazało się, że to pamiętnik. Czas zachować się po Ślizgońsku...
~.~
Wróciłam do pokoju szpitalnego i usiadłam na łóżku. Nadal byłam duchowo nieprzytomna. Rozejrzałam się po pokoju. Pielęgniarz, który mnie przyprowadził teraz kazał iść tej dziewczynie.Zwrócił się do niej: Panno Foxter. Foxter, Foxter. Gdzieś słyszałam to nazwisko. Kiedy dziewczyna przechodziła obok mnie, spojrzałam na nią. Była nawet ładna. Nie, była piękna. Długie blond włosy, duże piwne oczy, kształty nos i usta. Normalnie ideał. Czerwona od płaczu twarz też zdawała się dodawać jej urody. Kiedy wyszła spojrzałam na Ricka. Patrzył się na mnie i uśmiechał przyjaźnie. Gdy wyszli zapytał:
- Już wiesz co ci jest. - ścisnęło mi się gardło, więc tylko pokiwałam głową, a potem nie mogłam się już dłużej powstrzymywać i wybuchłam płaczem. Poczułam na ramieniu jego dotyk. Głaskał mnie delikatnie. Nie mówił nic. I dobrze, wyczuł, że nie potrzebuję, a może nie chcę rozmawiać. A potem zasnęłam...
- Hej, wszystko będzie dobrze. Wszystko się ułoży. - wyszeptałam. Ona spojrzała na mnie, przyjrzała się mi i przytuliła. Kiedy się uspokoiła, zapytałam - Co się stało. - napotkałam spojrzenie jej oczu i szybko dodałam: - Nie musisz mówić, jeśli...
- Nie, nie. Powiem ci. Tylko nikomu nie mów. - pokiwałam głową i w milczeniu czekałam aż zbierze się, żeby mi o tym powiedzieć. - Parę dni temu wybraliśmy się na wycieczkę. Tata nalegał, chciał się wyrwać z pracy, na trochę z Francji. - więc mieszkała w Francji. Jakby się zastanowić miała lekko francuski akcent, ale Foxter to angielskie nazwisko. Może po prostu przeprowadziła się do Francji? - Chciał wybrać się do puszczy, która jest w Wielkiej Brytanii. Zeszliśmy ze ścieżki i tam... - zapłakała chwilę i zrobiła pauzę. - Tam było pełno wielkich pająków. Akromantule. We Francji ich nie ma, nie wiedziałam jak się bronić. Nick i Eddie kazali mi uciekać. Posłuchałam ich. Zawsze szybko biegałam, więc uciekłam. Zdążyłam nadać wiadomość na niebie, zanim, zanim,,. - znów zaniosła się krótkim płacze - to mnie zaatakowało. Szybko przybyli aurorzy, mi się nic nie stało, ale moja rodzina... - wybuchła płaczem, który tłumiła przez całą rozmowę. Przytuliłam ją, ale ona tego nie teraz potrzebowała. Nie potrzebowała słów, gestów, współczuć. Potrzebowała ciszy i spokoju. Postanowiłam ją zostawić i wrócić do swojego łóżka. Gdy na nim usiadłam, zauważyłam Ricka. Już nie spał. Gdy napotkał mój wzrok pokiwał głową i się położył. Ja uczyniłam to samo.
- Wiem. Znam lekarstwo. - Sylvia mówiła to z ogromnym entuzjazmem. Uśmiechała się, ale po chwili ten uśmiech zszedł z jej twarzy - Jest tylko jeden problem. - wybąkała. Spojrzałam na nią z wyrazem twarzy: wal śmiało - Potrzebna jest do tego krew wilkołaka, wampira i czarownicy. Muszą być ze sobą zmieszane. Krew czarownicy będziesz mieć. Nawet z tych żył. - poklepała się w rękę - Znam też wilkołaka, który z chęcią użyczy krew. - Ja też znam - Problem z wampirem. Najczęściej ukrywają się wśród zwykłych ludzi, którymi mogą się karmić. Zazwyczaj często nie oddają swojej krwi... - musiała spytać jeszcze o jedno.
- A co jeśli nie dostanę antidotum? - chyba głos mi lekko zadrżał
- Jeśli w porę nie dostarczymy ci leku, umrzesz. - wypowiedziała to tak gładko, spokojnie. Ciekawe ile razy już mówiła komuś, że umrze. Była stosunkowo młoda, więc raczej nie było tego dużo. A może była przeznaczona tylko do spraw, które nie mają szans na przeżycie. - Na razie będziemy spowalniać proces i szukać chętnego wampira. Raz w tygodniu będziesz zażywać krew wilkołaka i czarownicy, a codziennie czarodziei. - podała mi jakąś fiolkę z czerwoną substancją - Wypij.
- Co zamierzasz. - zapytał jeden z nich. Drugi spojrzał na niego przelotnie, a potem zwrócił uwagę na krajobraz miasta.
- Pomóc naszej siostrze. - odezwał się po chwili. - Jeśli tylko powie, że czegoś potrzebuje lub pragnie, zrobię lub znajdę to dla niej. - zrobił przerwę i znów spojrzał na blondyna - A ty?
- Złożyłem przysięgę, bracie. - spojrzał na niego gniewnie - Wiem co to znaczy i będę pomagać mojej siostrze i nie pozwolę, żeby stała jej się krzywda. Kocham ją. - powiedział, a zaraz potem plac West streat znów był pusty. Czrne postacie zniknęły tak szybko jak się pojawiły...
- Już wiesz co ci jest. - ścisnęło mi się gardło, więc tylko pokiwałam głową, a potem nie mogłam się już dłużej powstrzymywać i wybuchłam płaczem. Poczułam na ramieniu jego dotyk. Głaskał mnie delikatnie. Nie mówił nic. I dobrze, wyczuł, że nie potrzebuję, a może nie chcę rozmawiać. A potem zasnęłam...
~.~
Obudziłam się w nocy. Ktoś cichutko pochlipywał. Wychyliłam się na łóżku i zobaczyłam, że to płacze ta blondynka. Podeszłam do niej.- Hej, wszystko będzie dobrze. Wszystko się ułoży. - wyszeptałam. Ona spojrzała na mnie, przyjrzała się mi i przytuliła. Kiedy się uspokoiła, zapytałam - Co się stało. - napotkałam spojrzenie jej oczu i szybko dodałam: - Nie musisz mówić, jeśli...
- Nie, nie. Powiem ci. Tylko nikomu nie mów. - pokiwałam głową i w milczeniu czekałam aż zbierze się, żeby mi o tym powiedzieć. - Parę dni temu wybraliśmy się na wycieczkę. Tata nalegał, chciał się wyrwać z pracy, na trochę z Francji. - więc mieszkała w Francji. Jakby się zastanowić miała lekko francuski akcent, ale Foxter to angielskie nazwisko. Może po prostu przeprowadziła się do Francji? - Chciał wybrać się do puszczy, która jest w Wielkiej Brytanii. Zeszliśmy ze ścieżki i tam... - zapłakała chwilę i zrobiła pauzę. - Tam było pełno wielkich pająków. Akromantule. We Francji ich nie ma, nie wiedziałam jak się bronić. Nick i Eddie kazali mi uciekać. Posłuchałam ich. Zawsze szybko biegałam, więc uciekłam. Zdążyłam nadać wiadomość na niebie, zanim, zanim,,. - znów zaniosła się krótkim płacze - to mnie zaatakowało. Szybko przybyli aurorzy, mi się nic nie stało, ale moja rodzina... - wybuchła płaczem, który tłumiła przez całą rozmowę. Przytuliłam ją, ale ona tego nie teraz potrzebowała. Nie potrzebowała słów, gestów, współczuć. Potrzebowała ciszy i spokoju. Postanowiłam ją zostawić i wrócić do swojego łóżka. Gdy na nim usiadłam, zauważyłam Ricka. Już nie spał. Gdy napotkał mój wzrok pokiwał głową i się położył. Ja uczyniłam to samo.
~.~
Rano zostałam zabrana do mojej uzdrowicielki. Wyglądała strasznie. Jej lśniące włosy były w wielkim nieładzie, cera była blada, a oczy podkrążone, lecz na twarzy malował się wyraz zadowolenia. Gdy tylko mnie zauważyła, wypaliła:- Wiem. Znam lekarstwo. - Sylvia mówiła to z ogromnym entuzjazmem. Uśmiechała się, ale po chwili ten uśmiech zszedł z jej twarzy - Jest tylko jeden problem. - wybąkała. Spojrzałam na nią z wyrazem twarzy: wal śmiało - Potrzebna jest do tego krew wilkołaka, wampira i czarownicy. Muszą być ze sobą zmieszane. Krew czarownicy będziesz mieć. Nawet z tych żył. - poklepała się w rękę - Znam też wilkołaka, który z chęcią użyczy krew. - Ja też znam - Problem z wampirem. Najczęściej ukrywają się wśród zwykłych ludzi, którymi mogą się karmić. Zazwyczaj często nie oddają swojej krwi... - musiała spytać jeszcze o jedno.
- A co jeśli nie dostanę antidotum? - chyba głos mi lekko zadrżał
- Jeśli w porę nie dostarczymy ci leku, umrzesz. - wypowiedziała to tak gładko, spokojnie. Ciekawe ile razy już mówiła komuś, że umrze. Była stosunkowo młoda, więc raczej nie było tego dużo. A może była przeznaczona tylko do spraw, które nie mają szans na przeżycie. - Na razie będziemy spowalniać proces i szukać chętnego wampira. Raz w tygodniu będziesz zażywać krew wilkołaka i czarownicy, a codziennie czarodziei. - podała mi jakąś fiolkę z czerwoną substancją - Wypij.
~.~
Przekręciłem się na drugi bok. Nie mogłem spać. Jak reszta tak spokojnie przyjęła, że coś dzieje się z naszą przyjaciółką. Jest dla mnie jak siostra... no właśnie! Siostra! America musi wiedzieć co się z nią dzieję. Muszę się z nią skontaktować. Tylko jak... może wyślę jej listem wiadomość z prośbą o spotkanie. Tak, to dobry pomysł, a jutro to idealna pora do wcielenia go w życie.
~.~
Zbliżała się północ. Na placu West streat pojawiły się dwie czarne postacie.- Co zamierzasz. - zapytał jeden z nich. Drugi spojrzał na niego przelotnie, a potem zwrócił uwagę na krajobraz miasta.
- Pomóc naszej siostrze. - odezwał się po chwili. - Jeśli tylko powie, że czegoś potrzebuje lub pragnie, zrobię lub znajdę to dla niej. - zrobił przerwę i znów spojrzał na blondyna - A ty?
- Złożyłem przysięgę, bracie. - spojrzał na niego gniewnie - Wiem co to znaczy i będę pomagać mojej siostrze i nie pozwolę, żeby stała jej się krzywda. Kocham ją. - powiedział, a zaraz potem plac West streat znów był pusty. Czrne postacie zniknęły tak szybko jak się pojawiły...
~*~
Zakończenie rodzi wiele pytań.
Więc jeśli ktoś myślał, że bardziej ciekawy być nie może,
to bardzo mi przykro, ale się ta osoba myliła.
No, więc czekam na komentarze i opinie
Pozdrawiam :*
Alicja
środa, 25 marca 2015
wtorek, 24 marca 2015
Cieszę się :)
W tym momencie mamy około 1020 wyświetleń! A was ciągle przybywa. Chcę z tej okazji założyć bloga, ale nie wiem czy ktoś będzie chciał go czytać. Jeśli tak to proszę napisać w komentarzu :-)
niedziela, 22 marca 2015
Rozdział 11 cz. 2 - Co się dzieje?
Poniedziałek
Obudziłam się z bólem głowy. Poczłapałam do łazienki i przemyłam twarz wodą. Nie wyglądałam najlepiej. Podkrążone oczy, sine usta i potargane włosy. Oparłam się o ścianę i powoli zsunęłam się na podłogę. Wtuliłam głowę w nogi. Nie mam siły iść na zajęcia, później pójdę do Skrzydła Szpitalnego. To na pewno nic wielkiego...
Moje "nic wielkiego" okazało się oznaką jakiejś choroby. Pielęgniarka od razu położyła mnie do łóżka i zabroniła kontaktu z innymi, po czym wyszła. Zostałam sama, ale po chwili wróciła.
- Zbieraj się. Mam zgodę od dyrektora. - powiedziała i podała mi torbę na najważniejsze rzeczy. Ale gdzie ja idę?
- Ale jaką zgodne? - kobieta spojrzała na mnie wielkimi oczami.
- Jesteś poważnie chora. Musimy cię przenieść do św. Munga. - powiedziała obojętnie. Co? Jak to? Chciałam zadać tak wiele pytań, chciałam znać tyle odpowiedzi, ale wydukałam tylko:
- Co-o? - mój głos był słaby, nie brzmiał jak mój głos. Chciałam szybko wstać, biec, uciekać, krzyczeć. Ale nie mogłam. Wolno wstałam z łóżka. Przy każdym ruchu bolały mnie kości. Szczególnie w ręce. Tak, w prawym ramieniu. Czułam ból, ból jakiego nigdy wcześniej nie czułam. Pielęgniarka to zauważyła i zabrała mi torbę, sama poszła mnie spakować. Zostałam sama, wszyscy byli na lekcjach. Nie mam jak komuś powiedzieć co się ze mną dzieje. Oni będą chcieli wyjaśnień. Co się ze mną dzieje? Łzy napłynęły mi do oczu. Zamknęłam je.
- Nie teraz, teraz nie mogę. - szeptałam, żeby poprawić sobie samopoczucie. Nie pomogło, ale łzy wytarłam i już się nie pojawiły. Bezradna siadłam na łóżko. Dłuższą chwilę byłam sama. Potem drzwi się otworzyły. Byłam pewna, że to Pomfrey, ale nie był to stukot jej butów. Odwróciłam się. W moją stronę zmierzała profesor McGonagall. Po raz pierwszy tak ucieszyłam się na widok nauczycielki. Miałam tyle pytań. Kobieta podeszła do mnie, a ja zaczęłam:
- Co się dzieje? - spytałam, ale kobieta uciszyła mnie ruchem ręki.
- Posłuchaj mnie uważnie. - jej głos był poważniejszy niż zawsze. Przestraszyłam się. - Będą zadawać ci różne pytania, ale nie odpowiadaj na każde szczerze. - wypowiedziała te słowa szybko, ledwie je zrozumiałam. Ale zrozumiałam, że działo się coś niedobrego. - Masz mówić tak, jakby wszystko było w znakomitym porządku. Nic cię nie bolało, nic cię nie zaniepokoiło. - ruszyła do drzwi, ale zatrzymała się w połowie drogi. - I jeszcze jedno: tej rozmowy nie było.
- Pani profesor! - krzyknęłam, żeby ją zatrzymać. Spojrzała na mnie. Jej wzrok mnie poganiał. - Niech pani powie moim przyjaciołom co się ze mną dzieje. - wyrzuciłam z siebie. Nauczycielka przyglądała mi się. Czekałam i czekałam...
- Dobrze. - rzuciła i wyszła. Położyłam się na łóżku i głośnio westchnęłam. Co działo się dalej - pamiętam jak przez mgłę. Weszła pielęgniarka z moją torbą i dyrektor. Podała mi rzeczy i wyszliśmy na dziedziniec. Potem ja i Dumbledore. Pojechaliśmy wozem do Hogsmead. Tu było pięknie. Kiedyś tu zamieszkam. Tak kolorowo, tyle sklepów, radości, magii... Gdy powóz się zatrzymał, dyrektor złapał mnie za nadgarstek i coś pociągnęło mnie, nas w ciemność... chyba właśnie się teleportowałam...
Poczułam się słabo. Nie wiedziałam gdzie byłam, a wokoło było pełno mugoli. Profesor zbliżył się do witryny i coś powiedział, a potem powiedział, że mam przez nią przejść. Zamknęłam oczy i znalazłam się w sali szpitalnej. Koło mnie pojawił się Dumbledore. Podszedł w stronę recepcji, a ja zanim. Zatrzymał mnie i wskazał krzesło. Czyli nawet nie mogę wiedzieć co mi jest?
~.~
Alicji nie było już na pierwszej lekcji. Co się z nią dzieje? Mam nadzieję, że nie zrobiła nic głupiego.
- Luke. Uważaj, bo Snape widzi, że nie uważasz. - szepnął Percy. Ja tylko zrezygnowanie pokiwałem głową i pogrążyłem się w myślach.
- Pan Castellan powie nam jakie są skutki eliksiru rozpaczy. - powiedział złośliwie tłusto włosy. Już miał mnie pożreć wąż, gdy nagle nadszedł wybawca.
- Severusie muszę zabrać pana Castellana, pana Jacksona, pannę Wesley i pannę Lovegood do mojego gabinetu. - nauczyciel zrobił kpiącą minę i odpowiedział:
- Oczywiście, Minerwo. Oczywiście. - był zadowolony, bo na pewno myślał, że mamy karę lub coś zrobiliśmy. Mi natomiast się wydaje, że chodzi o Alicję. Wyszliśmy za nauczycielką i skierowaliśmy się do jej gabinetu. McGonagall usiadła za biurkiem i wskazała, żebyśmy i my usiedli. Wyglądała na roztargnioną. Przy biurku były dwa krzesła. Profesorka machnęła różdżką i pojawiły się pozostałe.
- Chcę wam powiedzieć, że wasza przyjaciółka, panna Prior, trafiła do św. Munga. - wszyyscy zamarliśmy. Pierwsza mowę odzyskała Ginny:
- Ale, ale... jak to?
- Ona i jej rodzina byli na wycieczce. Podobno napadły ich Akromantule. Przeżyła tylko ona. - powiedział i oboje na nią spojrzeliśmy. Odwróciłam wzrok i stwierdziłam, że chłopak nie może mieć więcej niż 15 lat. Miał blond włosy średniej długości. - A tak w ogóle jestem Rick. - przedstawił się. Mam nadzieję, że nie zauważył jak mu się przyglądam.
- Alicja. Gdzie my jesteśmy? Nauczyciele nie chcieli mi nic powiedzieć. - chłopak spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
- Klinika Magicznych Chorób i Urazów Szpitala Świętego Munga, piętro pierwsze - urazy magiozoologiczne. Ja tu trafiłem tydzień temu, ona jakieś trzy dni temu i ciągle płacze. Miło będzie nareszcie z kimś pogadać. - uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam uśmiech. - Co ci się stało? Ja nie uważałem przy Hipogryfie. - pokazał mi zadrapania i siniaki na twarzy, rękach i nogach.
- Właściwie to nie wiem, ale... - nie skończyłam, bo wszedł uzdrowiciel
- Pani Alicjo, proszę ze mną. - wstałam i poszłam za nim.
Hej. Cześć. Dzień dobry! Witam! To ja z kolejnym rozdziałem. Wprowadziłam trochę akcji i trochę narracji z perspektywy Luka. Mam nadzieję, że się podobało :)
I jeszcze jedno. Czy są osoby, które chcę być informowane o rozdziałach?
Pozdrawiam :*
Alicja
Obudziłam się z bólem głowy. Poczłapałam do łazienki i przemyłam twarz wodą. Nie wyglądałam najlepiej. Podkrążone oczy, sine usta i potargane włosy. Oparłam się o ścianę i powoli zsunęłam się na podłogę. Wtuliłam głowę w nogi. Nie mam siły iść na zajęcia, później pójdę do Skrzydła Szpitalnego. To na pewno nic wielkiego...
Moje "nic wielkiego" okazało się oznaką jakiejś choroby. Pielęgniarka od razu położyła mnie do łóżka i zabroniła kontaktu z innymi, po czym wyszła. Zostałam sama, ale po chwili wróciła.
- Zbieraj się. Mam zgodę od dyrektora. - powiedziała i podała mi torbę na najważniejsze rzeczy. Ale gdzie ja idę?
- Ale jaką zgodne? - kobieta spojrzała na mnie wielkimi oczami.
- Jesteś poważnie chora. Musimy cię przenieść do św. Munga. - powiedziała obojętnie. Co? Jak to? Chciałam zadać tak wiele pytań, chciałam znać tyle odpowiedzi, ale wydukałam tylko:
- Co-o? - mój głos był słaby, nie brzmiał jak mój głos. Chciałam szybko wstać, biec, uciekać, krzyczeć. Ale nie mogłam. Wolno wstałam z łóżka. Przy każdym ruchu bolały mnie kości. Szczególnie w ręce. Tak, w prawym ramieniu. Czułam ból, ból jakiego nigdy wcześniej nie czułam. Pielęgniarka to zauważyła i zabrała mi torbę, sama poszła mnie spakować. Zostałam sama, wszyscy byli na lekcjach. Nie mam jak komuś powiedzieć co się ze mną dzieje. Oni będą chcieli wyjaśnień. Co się ze mną dzieje? Łzy napłynęły mi do oczu. Zamknęłam je.
- Nie teraz, teraz nie mogę. - szeptałam, żeby poprawić sobie samopoczucie. Nie pomogło, ale łzy wytarłam i już się nie pojawiły. Bezradna siadłam na łóżko. Dłuższą chwilę byłam sama. Potem drzwi się otworzyły. Byłam pewna, że to Pomfrey, ale nie był to stukot jej butów. Odwróciłam się. W moją stronę zmierzała profesor McGonagall. Po raz pierwszy tak ucieszyłam się na widok nauczycielki. Miałam tyle pytań. Kobieta podeszła do mnie, a ja zaczęłam:
- Co się dzieje? - spytałam, ale kobieta uciszyła mnie ruchem ręki.
- Posłuchaj mnie uważnie. - jej głos był poważniejszy niż zawsze. Przestraszyłam się. - Będą zadawać ci różne pytania, ale nie odpowiadaj na każde szczerze. - wypowiedziała te słowa szybko, ledwie je zrozumiałam. Ale zrozumiałam, że działo się coś niedobrego. - Masz mówić tak, jakby wszystko było w znakomitym porządku. Nic cię nie bolało, nic cię nie zaniepokoiło. - ruszyła do drzwi, ale zatrzymała się w połowie drogi. - I jeszcze jedno: tej rozmowy nie było.
- Pani profesor! - krzyknęłam, żeby ją zatrzymać. Spojrzała na mnie. Jej wzrok mnie poganiał. - Niech pani powie moim przyjaciołom co się ze mną dzieje. - wyrzuciłam z siebie. Nauczycielka przyglądała mi się. Czekałam i czekałam...
- Dobrze. - rzuciła i wyszła. Położyłam się na łóżku i głośnio westchnęłam. Co działo się dalej - pamiętam jak przez mgłę. Weszła pielęgniarka z moją torbą i dyrektor. Podała mi rzeczy i wyszliśmy na dziedziniec. Potem ja i Dumbledore. Pojechaliśmy wozem do Hogsmead. Tu było pięknie. Kiedyś tu zamieszkam. Tak kolorowo, tyle sklepów, radości, magii... Gdy powóz się zatrzymał, dyrektor złapał mnie za nadgarstek i coś pociągnęło mnie, nas w ciemność... chyba właśnie się teleportowałam...
Poczułam się słabo. Nie wiedziałam gdzie byłam, a wokoło było pełno mugoli. Profesor zbliżył się do witryny i coś powiedział, a potem powiedział, że mam przez nią przejść. Zamknęłam oczy i znalazłam się w sali szpitalnej. Koło mnie pojawił się Dumbledore. Podszedł w stronę recepcji, a ja zanim. Zatrzymał mnie i wskazał krzesło. Czyli nawet nie mogę wiedzieć co mi jest?
~.~
Alicji nie było już na pierwszej lekcji. Co się z nią dzieje? Mam nadzieję, że nie zrobiła nic głupiego.
- Luke. Uważaj, bo Snape widzi, że nie uważasz. - szepnął Percy. Ja tylko zrezygnowanie pokiwałem głową i pogrążyłem się w myślach.
- Pan Castellan powie nam jakie są skutki eliksiru rozpaczy. - powiedział złośliwie tłusto włosy. Już miał mnie pożreć wąż, gdy nagle nadszedł wybawca.
- Severusie muszę zabrać pana Castellana, pana Jacksona, pannę Wesley i pannę Lovegood do mojego gabinetu. - nauczyciel zrobił kpiącą minę i odpowiedział:
- Oczywiście, Minerwo. Oczywiście. - był zadowolony, bo na pewno myślał, że mamy karę lub coś zrobiliśmy. Mi natomiast się wydaje, że chodzi o Alicję. Wyszliśmy za nauczycielką i skierowaliśmy się do jej gabinetu. McGonagall usiadła za biurkiem i wskazała, żebyśmy i my usiedli. Wyglądała na roztargnioną. Przy biurku były dwa krzesła. Profesorka machnęła różdżką i pojawiły się pozostałe.
- Chcę wam powiedzieć, że wasza przyjaciółka, panna Prior, trafiła do św. Munga. - wszyyscy zamarliśmy. Pierwsza mowę odzyskała Ginny:
- Ale, ale... jak to?
~.~
Sala, do której mnie przyprowadzili, była cała biała. Ściany, łóżka, narzuty, zasłony. To wszystko przyprawiało o jakąś depresję. Spojrzałam na inne łóżka. Było ich w sali pięć, jedno okno, dwoje drzwi, a przy każdym łóżku stoliczek i nie duża, ale też nie mała szafa na rzeczy. Koło mojego łóżka stał mój plecak. Podeszłam do niego. Miałam miejsce pomiędzy dwoma ścianami, widok miał na mnie tylko jeden pacjent. Spojrzałam na niego. Był to chłopak, na oko 15-20 lat. Wychyliłam się trochę i zobaczyłam, że zajęte jest jeszcze tylko jedno łóżko. Leżała na nim dziewczyna o długich blond włosach. Płakała. Nie wiedziałam co jej się stało, ale chyba coś strasznego. Chłopak, który miał łóżko niedaleko mnie, wychylił się i szepnął:- Ona i jej rodzina byli na wycieczce. Podobno napadły ich Akromantule. Przeżyła tylko ona. - powiedział i oboje na nią spojrzeliśmy. Odwróciłam wzrok i stwierdziłam, że chłopak nie może mieć więcej niż 15 lat. Miał blond włosy średniej długości. - A tak w ogóle jestem Rick. - przedstawił się. Mam nadzieję, że nie zauważył jak mu się przyglądam.
- Alicja. Gdzie my jesteśmy? Nauczyciele nie chcieli mi nic powiedzieć. - chłopak spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
- Klinika Magicznych Chorób i Urazów Szpitala Świętego Munga, piętro pierwsze - urazy magiozoologiczne. Ja tu trafiłem tydzień temu, ona jakieś trzy dni temu i ciągle płacze. Miło będzie nareszcie z kimś pogadać. - uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam uśmiech. - Co ci się stało? Ja nie uważałem przy Hipogryfie. - pokazał mi zadrapania i siniaki na twarzy, rękach i nogach.
- Właściwie to nie wiem, ale... - nie skończyłam, bo wszedł uzdrowiciel
- Pani Alicjo, proszę ze mną. - wstałam i poszłam za nim.
Hej. Cześć. Dzień dobry! Witam! To ja z kolejnym rozdziałem. Wprowadziłam trochę akcji i trochę narracji z perspektywy Luka. Mam nadzieję, że się podobało :)
I jeszcze jedno. Czy są osoby, które chcę być informowane o rozdziałach?
Pozdrawiam :*
Alicja
piątek, 20 marca 2015
Żyję, LBA 1,2 i 3 + sprostowanie
Więc tak: ja żyję, serio żyję, nie zawieszam bloga. Moja nieobecność to siła wyższa, komputer się popsuł i pocieszcie mnie, bo miałam tam zrobione mnóstwo nagłówków, obrazów, zdjęć i... wszystko się usunęło. Płaczę... na serio...
Ale obecnie płaczę ze szczęścia, bo... ZOSTAŁAM NOMINOWANA DO LBA!!!!!!! I TO AŻ PRZEZ TRZY OSOBY. DZIEKUJĘ, KOCHAM I UWIELBIAM: PANIENKA LIVVI, LADY MANIA I DORCAS MEADOWES-BLACK
Ale obecnie płaczę ze szczęścia, bo... ZOSTAŁAM NOMINOWANA DO LBA!!!!!!! I TO AŻ PRZEZ TRZY OSOBY. DZIEKUJĘ, KOCHAM I UWIELBIAM: PANIENKA LIVVI, LADY MANIA I DORCAS MEADOWES-BLACK
Pytania od Panienki Livvi
1. Kim byś chciała być w przyszłości?
Hmm... Chciałabym być weterynarzem, choć moje marzenia i serce pragną, żebym była aktorką lub pisarką
2. Czy masz wyznaczony cel związany z blogiem?
Mam zamiar skończyć tą historię, zaszokować zakończeniem i zrobić jej 2 część
3. Ulubiona rzecz w wyglądzie to...?
Ale w moim czy innych ludzi? Jeśli u mnie to oczy, mam duże brązowe oczy, które mi się podobają, a u innych też oczy (zazwyczaj w nich można zobaczyć jak ktoś jest pijany lub kłamie).
4. Jaką rzecz najbardziej szaloną zrobiłaś w życiu?
Dużo było. Np. zjadłam kartkę na dodatkowych zajęciach lub obcięłam (nie)koleżance pasmo włosów. Tak, wiem, że mnie nie znacie
5. Najgorsze wspomnienie z wakacji to...?
Nie pamiętam, ale na pewno coś było
6. Gdybyś mogła się cofnąć w czasie, to co pierwsze byś w przeszłości zrobiła?
Myślę, że sprostowałabym rzeczy z moimi przyjaciółkami i rodziną. Trzymałabym język za zębami
7. Co skłoniło cię do założenia bloga o takiej a nie innej tematyce?
Emm... Harry Potter, to przecież Harry Potter
8. Jesteś bardziej leniuchem czy aktywnym człowiekiem?
To zależy od humoru, od koloru. Czasem chcę tylko siedzieć na dupie i nic nie robić, a czasem nie mogę usiedzieć w miejscu
9. Co robisz, kiedy masz zły dzień?
Drę się na wszystkich, na wszystko i na kibel
10. Twoja największa wada?
Wydaje mi się, że mam dużo "wad", ale dla mnie nie są wadami, bo wszytko ma dwa końce. Taką wadą jest to, że nie potrafię trzymać języka za zębami. Inne "wady": szczerość-nikt nie będzie się do mnie przyczepiał, egoistyczność - nie będę przejmować się innymi, brak uczuć - mniej bólu i targań emocjonalnych
11. Jaki byłby twój patronus i dlaczego?
Moim patronusem byłby tygrys, ponieważ ja jestem taka kocia, ale nie przytulaśna i ogólnie nie lubię się tulić, więc nie jak kot. Tygrys
I następne :)
Od Dorcas Meadowes - Black
1. Skąd pomysł na bloga?
Przeczytałam sobie 5 części HP. Był grudzień. Zajrzałam na mojego starego bloga, na którego nie wchodziłam od zamknięcia. Było mnóstwo komentarzy i stwierdziłam, że nie mogę żyć bez pisania. Do tego taka jedna z dziewczyna z strony na FB też zakładała blog, więc dlaczego nie spróbować. I to była dobra decyzja
2. Dlaczego akurat taka tematyka?
2. Dlaczego akurat taka tematyka?
Bo Harry jest super
3. Ulubiony(a) bohater(ka) filmowy(a)/książkowy(a)?
3. Ulubiony(a) bohater(ka) filmowy(a)/książkowy(a)?
America z "Rywalek", Kylie z "Wodospadów cienia"
4. Ulubiona książka/cykl/saga?
4. Ulubiona książka/cykl/saga?
"Harry Potter", "Rywalki", "Niezgodna", "Wodospady cienia"
5. Czego boisz się najbardziej?
5. Czego boisz się najbardziej?
Tak naprawdę nikt z nas nie wiem czego boi się najbardziej. Ten lęk jest jak bomba, musisz go uruchomić/zobaczyć, żeby go poznać
6. Ulubiony zespół/wykonawca?
6. Ulubiony zespół/wykonawca?
Taylor Swift
7. Ulubiona postać z horroru (wampir, wilkołak itp.)
7. Ulubiona postać z horroru (wampir, wilkołak itp.)
Zdecydowanie i od zawsze wampiry
8. Kolor, który najlepiej cię opisuje?
8. Kolor, który najlepiej cię opisuje?
Fioletowy
9. Zwierzę, które najlepiej cię opisuje?
9. Zwierzę, które najlepiej cię opisuje?
Jak wspomniałam wyżej: tygrys
10. Czego nienawidzisz najbardziej?
10. Czego nienawidzisz najbardziej?
Jak dziewczyny jarają się, że oglądają mecze, grają w piłką, a tak naprawdę nie mają o niczym pojęcia; jak ktoś się drze za głośno; mojej klasy
11. Wymarzone miejsce na wakacje?
11. Wymarzone miejsce na wakacje?
Jezioro, morze lub las. Spokój, czytanie książek i opierdalanie się
I już ostanie
Nominacja od Lady Mania
1. Twój ulubiony blog/ff?
Uhhh... lubię twój blog, blogi dziewczyn powyżej i tych, które nominuję
2. Od kiedy piszesz?
Zaczęłam pisać we wrześniu 2013 do maja 2014, potem była przerwa aż do 30.12.2014 i do teraz piszę
3. Ile chciałabyś mieć w przyszłości dzieci?
Niech to zabrzmi jak zabrzmi, ale 0. Na razie. Ewentualnie 1.
4. Ulubiony aktor/aktorka?
Katerine Graham
5. Film, przy którym zawsze płaczesz?
Jak wspominałam: nie mam uczuć
6. Czy masz jakąś manię?
Pewnie tak, ale nie wiem jaką
7. Oprócz Potterhead kim jeszcze jesteś?
Nikim
8. Czy odpowiadasz na komentarze swoich czytelników? Uzasadnij odpowiedź.
Zazwyczaj tak, ponieważ uważam to za jakąś formę podziękowania
9. Ulubione danie?
Pierogi, spagetti, kurczak
10. Co wolisz? Czasy Voldzia, Huncwotów, Harry'ego czy nowe pokolenie?
Zdecydowanie nowe pokolenie
11. Ile masz lat?
W czerwcu skończę 13.
Blogi, które nominuję:
Moje pytania:
- Czytasz mojego bloga, podoba ci się, w ogóle wiesz kim jestem?
- Jak masz na imię i ile masz lat?
- Ulubiona książka lub seria, saga?
- Dlaczego piszesz bloga? Co cię motywuje? Miewasz chwile słabości?
- Czy uważasz, że jestem nienormalna, ponieważ mam prawie 13 lat i nie podobają mi się chłopaki i zamierzam mieć chłopaka dopiero w liceum lub na studiach, przy czym moje koleżanki z klasy żałują, że nie mają chłopaków?
- Lubisz swoją klasę. Dlaczego?
- Twoja największa zaleta i wada?
- Najpiękniejszy cytat?
- Jaki masz kolor włosów?
- Masz jakieś zwierzę? Jak tak, to jakie?
- Podobały się pytania i czy cieszysz się z nominacji?
PS. Trzy nominację, chyba jest trochę czytelników - specjalna niespodzianka
niedziela, 8 marca 2015
Rozdział 11 cz. 1 - Mecz Quidditha
Siedziałam już na łóżku. Obok mnie siedziała Ginny, Luna była na swoim łóżku. Profesor McGonagall krążyła po pokoju.
- Opowiedz mi tę historię jeszcze raz. - powiedziała. Opowiedziałam to już trzy razy.
- Byłam zmęczona i wcześnie położyłam się spać. Obudziłam się w środku nocy i wstałam z łóżka. Popatrzyłam w okno. Padało i było ciemno. Nagle błysnęło i zobaczyłam jakąś czarną postać. Krzyknęłam i straciłam równowagę. Dziewczyny się obudziły, ale wtedy "tego" już nie było. - za każdym razem, gdy opowiadałam tę historię wydawała mi się coraz bardziej bezsensowna. Profesorka pokiwała głową, ale nie przestała się poruszać.
- Czy miałaś wcześniej podobne przypadki? - zbiła mnie tym z tropu, ale od razu wiedziałam, że tak. Groźby. Miałam teraz wybór: mogę powiedzieć prawdę i wszystko wyjdzie na jaw, będę musiała odpowiedzieć na każde pytanie. Mogę skłamać, udać, że nic nie wiem. - Zastanów się. - McGonagall naciska i patrzy na mnie. Podniosłam wzrok i spojrzałam w jej oczy. Czaiła się w nich ciekawość i... troska?
- Nie. Nie przypominam sobie. - zgrabnie skłamałam. Nie wiedziałam czy dobrze zrobiłam, ale to jedyne wyjście. Nauczycielka znów zaczęła krążyć.
- Dobrze. Nie będę was dopytywać. Jutro o tym porozmawiam z dyrektorem. A jakbyś sobie coś przypomniała - tu spojrzała na mnie - to wystarczy powiedzieć. Jesteśmy po twojej stronie. - rzekła i wyszła. Jej głos był pełen troski. Czy pod skórą srogiej nauczycielki tkwiła dobra, ciepła kobieta? Chyba tak. Bez słowa położyłyśmy się do łóżek i zasłoniłyśmy kotary. Na prawdę polubiłam tę szkołę, nauczycieli, przyjaciół. A potem nastał sen, znów ten sam. Biegnę, biegnę przez las...
Nie budzę się już krzykiem gdy mi się to śni. Przywykłam. Da się to zrobić. Powoli usiadłam na łóżku i przeczesałam palcami włosy. Jaki dzisiaj dzień? Środa, czwartek, piątek, - liczyłam na palcach, aż w końcu doszłam. Sobota! Dzisiaj mecz Quidditha. Wszyscy będziemy na stadionie, a w zamku będzie tak cicho. Czasem cisza jest potrzebna, ale to nie ona mi się dziś przyda. Skoro wszyscy będą na stadionie, to ja z łatwością włamię się do gabinetu Dumbledora. Grają o 10, skończą około 11.30. Mam półtorej godziny, ale wszyscy będą się pytać dlaczego nie idę. Powiem, że się źle czuję. Wymknęłam się, żeby szybko się umyć. Wyszłam po 10 minutach i położyłam się do łóżka. Ok, do 10 muszę udawać chorą i spławić wszystkich, którzy będą chcieli mi pomóc. Zapowiada się ciężki dzień. Dlaczego to wiecznie ja mam jakieś problemy?
Po tym jak przez pół godziny odpędzałam Ginny i Lunę od swojego łóżka, wreszcie miałam spokój. One już poszły na stadion, żeby zająć dobre miejsca, a mają jeszcze dobre pół godziny do meczu. To się nazywa zagorzały kibic. Wstałam i pościeliłam łóżko, a przez następna pół godziny czytałam książkę. Po cichu zeszłam do Pokoju Wspólnego. Było tak cicho, tylko ogień trzeszczał w kominku. Powoli otworzyłam portret i ku mojemu zdziwieniu, nie było w nim Grubej Damy. Nie przejmując się tym zbiegałam po schodach. Zatrzymałam się przy gargulcu.
- Fasolki wszystkich smaków. - wypowiedziała z satysfakcją, a garguec odskoczył. Pędem pobiegłam po spiralnych schodach. Zatrzymałam się przy drzwiach i powoli je otworzyłam. Wślizgnęłam się do środka.
- Nie ładnie wchodzić do gabinetu dyrektora. - skamieniałam. Ktoś mnie nakrył. Rozejrzałam się, ale w pomieszczeniu byłam tylko ja. Czy to moja podświadomość?
- Tu jestem! - głos odezwał się jeszcze raz. To portret. Portret do mnie mówi. Podeszłam w jego stronę.
- Kim jesteś. - szepnęłam, ale nie musiał mi odpowiadać. Na ramach pisało: Fineas Nigellus Black. Postać po chwili wypowiedziała to samo. On na pewno powie Dumbledorowi. Muszę coś zrobić. Mój następny ruch był spontaniczny i szybki. Chwyciłam Tiarę i wybiegłam z pomieszczenie. Nie zwracałam uwagi na krzyki portretów. Wbiegłam na korytarz i spojrzałam na zegar. Byłam tam aż pół godziny. Popędziłam na siódme piętro, miałam wrażenie, że mnie ktoś goni. Zatrzymałam się dopiero w pokoju i odetchnęłam z ulgą.
- Kim jest mój ojciec. - zapytałam kapelusz, ale on milczał - Kim. Jest. Mój. Ojciec. - nie po to się tak starałam, narażałam ucieczką ze szkoły, żeby ta cholerna czapka się teraz buntowała!!!
- Nie wysilaj się i tak ci nie powiem. - odpowiedziała tiara. Nie mam wyjścia, muszą odnieść ją na miejsce. Jeśli ten cały Fineas powie, że tiara zginęła będzie ze mną źle. Muszę ją odnieść. - ON zakazał mówienia o tym, że jest twoim ojcem. - usłyszałam po chwili. - Nie pytaj więcej, on rzucił na mnie czar. - to było wstrząsem. Od początku roku minęło trochę ponad miesiąc. Wtedy mogła mi jeszcze powiedzieć, czyli mój ojciec był w Hogwarcie lub nadal jest.
- Dziękuję. Zadbasz, żeby ten portret mnie nie zdradził. - spytałam cicho i wstałam z łóżka.
- Tak. - zbiegłam po schodach. Gdy byłam na parterze wypowiedziałam hasło i wbiegłam na górę. Cicho wślizgnęłam się do pomieszczenia. Szybko odłożyłam tiarę i uciekłam do swojego dormitorium. Dziewczyn nie będzie jeszcze jakieś 40 minut. Położyłam się na łóżku, przymknęłam oczy i zasnęłam...
Z góry przepraszam, że rozdział jest krótki, ale po prostu nie miałam pomysłu. Jak ktoś ma to niech pisze w komie. Dedykuję wszystkim kobietą i dziewczyną.
Alicja
- Czy miałaś wcześniej podobne przypadki? - zbiła mnie tym z tropu, ale od razu wiedziałam, że tak. Groźby. Miałam teraz wybór: mogę powiedzieć prawdę i wszystko wyjdzie na jaw, będę musiała odpowiedzieć na każde pytanie. Mogę skłamać, udać, że nic nie wiem. - Zastanów się. - McGonagall naciska i patrzy na mnie. Podniosłam wzrok i spojrzałam w jej oczy. Czaiła się w nich ciekawość i... troska?
- Nie. Nie przypominam sobie. - zgrabnie skłamałam. Nie wiedziałam czy dobrze zrobiłam, ale to jedyne wyjście. Nauczycielka znów zaczęła krążyć.
- Dobrze. Nie będę was dopytywać. Jutro o tym porozmawiam z dyrektorem. A jakbyś sobie coś przypomniała - tu spojrzała na mnie - to wystarczy powiedzieć. Jesteśmy po twojej stronie. - rzekła i wyszła. Jej głos był pełen troski. Czy pod skórą srogiej nauczycielki tkwiła dobra, ciepła kobieta? Chyba tak. Bez słowa położyłyśmy się do łóżek i zasłoniłyśmy kotary. Na prawdę polubiłam tę szkołę, nauczycieli, przyjaciół. A potem nastał sen, znów ten sam. Biegnę, biegnę przez las...
Nie budzę się już krzykiem gdy mi się to śni. Przywykłam. Da się to zrobić. Powoli usiadłam na łóżku i przeczesałam palcami włosy. Jaki dzisiaj dzień? Środa, czwartek, piątek, - liczyłam na palcach, aż w końcu doszłam. Sobota! Dzisiaj mecz Quidditha. Wszyscy będziemy na stadionie, a w zamku będzie tak cicho. Czasem cisza jest potrzebna, ale to nie ona mi się dziś przyda. Skoro wszyscy będą na stadionie, to ja z łatwością włamię się do gabinetu Dumbledora. Grają o 10, skończą około 11.30. Mam półtorej godziny, ale wszyscy będą się pytać dlaczego nie idę. Powiem, że się źle czuję. Wymknęłam się, żeby szybko się umyć. Wyszłam po 10 minutach i położyłam się do łóżka. Ok, do 10 muszę udawać chorą i spławić wszystkich, którzy będą chcieli mi pomóc. Zapowiada się ciężki dzień. Dlaczego to wiecznie ja mam jakieś problemy?
Po tym jak przez pół godziny odpędzałam Ginny i Lunę od swojego łóżka, wreszcie miałam spokój. One już poszły na stadion, żeby zająć dobre miejsca, a mają jeszcze dobre pół godziny do meczu. To się nazywa zagorzały kibic. Wstałam i pościeliłam łóżko, a przez następna pół godziny czytałam książkę. Po cichu zeszłam do Pokoju Wspólnego. Było tak cicho, tylko ogień trzeszczał w kominku. Powoli otworzyłam portret i ku mojemu zdziwieniu, nie było w nim Grubej Damy. Nie przejmując się tym zbiegałam po schodach. Zatrzymałam się przy gargulcu.
- Fasolki wszystkich smaków. - wypowiedziała z satysfakcją, a garguec odskoczył. Pędem pobiegłam po spiralnych schodach. Zatrzymałam się przy drzwiach i powoli je otworzyłam. Wślizgnęłam się do środka.
- Nie ładnie wchodzić do gabinetu dyrektora. - skamieniałam. Ktoś mnie nakrył. Rozejrzałam się, ale w pomieszczeniu byłam tylko ja. Czy to moja podświadomość?
- Tu jestem! - głos odezwał się jeszcze raz. To portret. Portret do mnie mówi. Podeszłam w jego stronę.
- Kim jesteś. - szepnęłam, ale nie musiał mi odpowiadać. Na ramach pisało: Fineas Nigellus Black. Postać po chwili wypowiedziała to samo. On na pewno powie Dumbledorowi. Muszę coś zrobić. Mój następny ruch był spontaniczny i szybki. Chwyciłam Tiarę i wybiegłam z pomieszczenie. Nie zwracałam uwagi na krzyki portretów. Wbiegłam na korytarz i spojrzałam na zegar. Byłam tam aż pół godziny. Popędziłam na siódme piętro, miałam wrażenie, że mnie ktoś goni. Zatrzymałam się dopiero w pokoju i odetchnęłam z ulgą.
- Kim jest mój ojciec. - zapytałam kapelusz, ale on milczał - Kim. Jest. Mój. Ojciec. - nie po to się tak starałam, narażałam ucieczką ze szkoły, żeby ta cholerna czapka się teraz buntowała!!!
- Nie wysilaj się i tak ci nie powiem. - odpowiedziała tiara. Nie mam wyjścia, muszą odnieść ją na miejsce. Jeśli ten cały Fineas powie, że tiara zginęła będzie ze mną źle. Muszę ją odnieść. - ON zakazał mówienia o tym, że jest twoim ojcem. - usłyszałam po chwili. - Nie pytaj więcej, on rzucił na mnie czar. - to było wstrząsem. Od początku roku minęło trochę ponad miesiąc. Wtedy mogła mi jeszcze powiedzieć, czyli mój ojciec był w Hogwarcie lub nadal jest.
- Dziękuję. Zadbasz, żeby ten portret mnie nie zdradził. - spytałam cicho i wstałam z łóżka.
- Tak. - zbiegłam po schodach. Gdy byłam na parterze wypowiedziałam hasło i wbiegłam na górę. Cicho wślizgnęłam się do pomieszczenia. Szybko odłożyłam tiarę i uciekłam do swojego dormitorium. Dziewczyn nie będzie jeszcze jakieś 40 minut. Położyłam się na łóżku, przymknęłam oczy i zasnęłam...
Z góry przepraszam, że rozdział jest krótki, ale po prostu nie miałam pomysłu. Jak ktoś ma to niech pisze w komie. Dedykuję wszystkim kobietą i dziewczyną.
Alicja
czwartek, 5 marca 2015
One Part cz. 3
W sumie opowiadanie to ma 9,5 kartek w wordzie. Zapraszam!
Powoli otworzyła oczy. Nie wiedziała gdzie jest. Chciała usiąść, ale gdy tylko delikatnie się podniosła, poczuła straszny ból w szyi. Położyła się i chciała dotknąć tego miejsca, ale w połowie drogi ktoś złapał ją za rękę.
Powoli otworzyła oczy. Nie wiedziała gdzie jest. Chciała usiąść, ale gdy tylko delikatnie się podniosła, poczuła straszny ból w szyi. Położyła się i chciała dotknąć tego miejsca, ale w połowie drogi ktoś złapał ją za rękę.
- Nie warto. - powiedział. Dziewczyna obróciła głowę. Na krześle siedział Damon i nadal trzymał ją za nadgarstek. Powoli odłożył jej rękę na łóżko.
- Co się stało? - wychrypiała. Miała słaby głos. Taki nie podobny do swojego. Chłopak spojrzał na nią z troską w oczach.
- Ugryzł cię wampir. - dziewczyna otworzyła usta, a łzy stanęły jej w oczach. - Spokojnie. Nic ci nie będzie. To się zagoi. - pocieszał ją i głaskał po głowie. - Ciiii. - dziewczyna powoli zapadła w sen, a gdy chłopak był pewny, że śpi...
Bonnie szybko pokonywała korytarz. Przeskoczyła przez dziurę pod portem i dopadła Stefana.
- Wiesz co z nią. - wysapała. Martwiła się o przyjaciółkę, a pielęgniarka nie pozwoliła jej wejść.
- Nie wiem. Damon ją znalazł, tylko on tam może być. - dziewczyna opadła na fotel i patrzyła na ogień. Była 4 nad ranem, a ją morzył sen, ale nie poddawała się. Nie podda się dopuki nie dowie się co z przyjaciółką. Stefan siadł na kanapie i też patrzył w ogień. Martwił się o dziewczynę, którą całował jakieś dwanaście godzin temu. Schował twarz w dłoniach, a na ramieniu poczuł dotyk.
- Będzie dobrze. Będzie dobrze. - szepnęła Bonnie.
Chłopak obudził się o szóstej. Zaniepokoiły go dwa puste łóżka. Szybko się ubrał i zbiegł do Pokoju Wspólnego. Zastał tam wpół żywych przyjaciół. Bonnie przysypiała, a Stefan krążył po pokoju.
- Co się stało. - zapytał tak głośno, że Bonnie podskoczyła. Ziewnęła i się przeciągnęła.
- Wczoraj Alicję ugryzł wampir. - odpowiedział Stefan. James wytrzeszczył oczy i usiadł na kanapie.
- Co z nią? - zapytał. - ktoś rzucił "nie wiemy", ale on nie słuchał. On musiał tam być. Ta dziewczyna, jeśli jej się coś stało... on sobie tego nie wybaczy. On ją naprawdę kocha. Wstał z kanapy i pobiegł w stronę skrzydła szpitalnego. Cicho wślizgnął się do środka. Przy łóżku dziewczyny był tylko Damon. Brunet podniósł głowę, a zaraz potem wstał i wyszedł.
- Teraz twoja warta. - mruknął do Jamesa. Chłopak usiadł na krześle i wpatrywał się w dziewczynę. Mógłby się w nią patrzeć całe wieki. Ta blada cera, te ciemne oczy, te ciemne włosy, te usta i te ciemne rzęsy. Dla niego ona była ideałem. Pogłaskał ją po policzku. Ona t poczuła. Już nie spała, ale nie strzepnęła jego ręki. To było przyjemne. Poddała się temu. Może być choć przez chwilą inna niż zawsze. Czemu nie? Czemu zawsze ma wszystko komplikować?
Szedł wolno korytarzem. Czemu tak przejął się tą osóbką. Przecież w wielkim świcie ona jest nikim. Dlaczego zależy na niej Stefanowi, Jamesowi i jemu? Dręczące pytanie, nie lubił takich. Przeczesał palcami swoje włosy. Co w niej takiego. Może jest ładna, inteligentna, sprytna... pociągająca??? Czemu dziewczyny są skomplikowane?! Powoli doszedł do wieży Gryffindoru. Gdy przeszedł przez dziurę, osoby siedząca na kanapie podskoczyły. Przyjrzał się im i w bladym świetle stwierdził, że to Stefan o Bonnie. Usiadł na przeciwko nich i zaczęła się lawina pytań.
- Co z nią? - zapytała szatynka. Damon westchnął. Powiedzieć całą prawdę? Nie.
- Przebudziła się, ale tylko na chwilę. Straciła dużo krwi. Musi odpoczywać, ale wyjdzie z tego. - obojgu ulżyło. Bonnie rozłożyła się na łóżku. A Stefan schował twarz w dłoniach, ale wyraźnie mu ulżyło. Ciemno włosy też się cieszył. Co się z nim stało? Nawet prawie nie zna tej dziewczyny, a zależy mu na niej. Nigdy się tak nie czuł jako wampir. To cechy człowieka, on nim nie jest.
- Idę spać. - rzuciła Redson i zniknęła na schodach do dormitorium dziewczyn.
Trzy dni później Alicja siedziała już nad jeziorem. Była umówiona ze Stefanem. Przyszła wcześniej, żeby móc oddychać świeżym powietrzem. Tyle czasu spędziła w Skrzydle Szpitalnym, że nawet zwykłe gapienie się na wodę przynosiło jej radość. Nagle ktoś zakrył jej oczy.
- Hmmm... pomyślmy Potter? - zapytała. Była pewna, że to Stefan i chciał się z nim podroczyć.
- Zgadłaś. - odpowiedział jej James i zabrał dłonie. W dziewczynie zaczęło się coś gotować.
- Co ty robisz? Wywalaj stąd! Czekam na kogoś! - wrzeszczała, ale na chłopaku nie robiło to wrażenie, on też się z nią podroczy.
- A co jeśli nie? - zapytał drażniąc dziewczynę.
- To dostaniesz w twarz i pójdziesz płakać. - nie wiadomo skąd pojawił się Stefan. Potter bez słowa odszedł, a chłopak mógł pocałować dziewczynę i ją przytulić. Dawno się nie widzieli. To przez to skrzydło szpitalne. Żeby ją odwiedzić musiał czekać. Wchodziła tylko jedna osoba na cztery. Do tego Alicja musiała przesypiać dwanaście godzin dziennie, więc miał tylko 3 godziny. Teraz mogli nacieszyć się sobą, ale ile to będzie trwać. Oboje wiedzą, że szczęście nie trwa wiecznie.
Alicja wyszła z łazienki i aż podskoczyła. Na jej łóżku siedział Damon. Przestraszył ją. Co on robił w dormitorium dziewczyn. I to w nocy.
- Dobrze, że wyzdrowiałaś. - czarno włosy uśmiechnął się. Już nie wyszczerzył. Uratował jej życie, chyba się do niego przekonała. - Gdy cię atakował to zerwał ci to. - pokazał jej bransoletkę z werbeną. Alicja wyciągnęła po nią rękę, ale on zacisnął dłoń i schował za siebie. - Ale za nim ci ją dam muszę ci coś powiedzieć. - położył swoją dłoń na jej policzku. Jego zimny dotyk schłodził policzki dziewczyny. - W Skrzydle Szpitalnym cię pocałowałem. Spałaś już, ale to był najlepszy pocałunek w moim życiu. A żyje bardzo długo. Muszę to powtórzyć, bo będę żałować. - zbliżył swoje usta do jej ust i... ją pocałował. - A teraz... - głos mu się załamał. Wziął głęboki oddech. - Musisz o tym zapomnieć...
Szedł wolno korytarzem. Czemu tak przejął się tą osóbką. Przecież w wielkim świcie ona jest nikim. Dlaczego zależy na niej Stefanowi, Jamesowi i jemu? Dręczące pytanie, nie lubił takich. Przeczesał palcami swoje włosy. Co w niej takiego. Może jest ładna, inteligentna, sprytna... pociągająca??? Czemu dziewczyny są skomplikowane?! Powoli doszedł do wieży Gryffindoru. Gdy przeszedł przez dziurę, osoby siedząca na kanapie podskoczyły. Przyjrzał się im i w bladym świetle stwierdził, że to Stefan o Bonnie. Usiadł na przeciwko nich i zaczęła się lawina pytań.
- Co z nią? - zapytała szatynka. Damon westchnął. Powiedzieć całą prawdę? Nie.
- Przebudziła się, ale tylko na chwilę. Straciła dużo krwi. Musi odpoczywać, ale wyjdzie z tego. - obojgu ulżyło. Bonnie rozłożyła się na łóżku. A Stefan schował twarz w dłoniach, ale wyraźnie mu ulżyło. Ciemno włosy też się cieszył. Co się z nim stało? Nawet prawie nie zna tej dziewczyny, a zależy mu na niej. Nigdy się tak nie czuł jako wampir. To cechy człowieka, on nim nie jest.
- Idę spać. - rzuciła Redson i zniknęła na schodach do dormitorium dziewczyn.
Trzy dni później Alicja siedziała już nad jeziorem. Była umówiona ze Stefanem. Przyszła wcześniej, żeby móc oddychać świeżym powietrzem. Tyle czasu spędziła w Skrzydle Szpitalnym, że nawet zwykłe gapienie się na wodę przynosiło jej radość. Nagle ktoś zakrył jej oczy.
- Hmmm... pomyślmy Potter? - zapytała. Była pewna, że to Stefan i chciał się z nim podroczyć.
- Zgadłaś. - odpowiedział jej James i zabrał dłonie. W dziewczynie zaczęło się coś gotować.
- Co ty robisz? Wywalaj stąd! Czekam na kogoś! - wrzeszczała, ale na chłopaku nie robiło to wrażenie, on też się z nią podroczy.
- A co jeśli nie? - zapytał drażniąc dziewczynę.
- To dostaniesz w twarz i pójdziesz płakać. - nie wiadomo skąd pojawił się Stefan. Potter bez słowa odszedł, a chłopak mógł pocałować dziewczynę i ją przytulić. Dawno się nie widzieli. To przez to skrzydło szpitalne. Żeby ją odwiedzić musiał czekać. Wchodziła tylko jedna osoba na cztery. Do tego Alicja musiała przesypiać dwanaście godzin dziennie, więc miał tylko 3 godziny. Teraz mogli nacieszyć się sobą, ale ile to będzie trwać. Oboje wiedzą, że szczęście nie trwa wiecznie.
Alicja wyszła z łazienki i aż podskoczyła. Na jej łóżku siedział Damon. Przestraszył ją. Co on robił w dormitorium dziewczyn. I to w nocy.
- Dobrze, że wyzdrowiałaś. - czarno włosy uśmiechnął się. Już nie wyszczerzył. Uratował jej życie, chyba się do niego przekonała. - Gdy cię atakował to zerwał ci to. - pokazał jej bransoletkę z werbeną. Alicja wyciągnęła po nią rękę, ale on zacisnął dłoń i schował za siebie. - Ale za nim ci ją dam muszę ci coś powiedzieć. - położył swoją dłoń na jej policzku. Jego zimny dotyk schłodził policzki dziewczyny. - W Skrzydle Szpitalnym cię pocałowałem. Spałaś już, ale to był najlepszy pocałunek w moim życiu. A żyje bardzo długo. Muszę to powtórzyć, bo będę żałować. - zbliżył swoje usta do jej ust i... ją pocałował. - A teraz... - głos mu się załamał. Wziął głęboki oddech. - Musisz o tym zapomnieć...
The End
poniedziałek, 2 marca 2015
Rozdział 10 - Odpowiedź - czy warto o nią grać
Dedykacja specjalna: Aga, Assarii Cleto, Lady Mania, Panienka Livvi, Dorcas Meadowes - Black, Amelka Lewczuk - to dla was
- Coś się stało kochanie? - zapytała nauczycielka. Powoli pokiwałam głową i zaczęłam. Głos miałam niepewny.
- Ja też chciałaby to wiedzieć. - profesorka była zamyślona. Po chwili znów podniosła wzrok, ale jej oczy posmutniały. Kontynuowała.
- W Hufflepuff nie miała zbyt wielu przyjaciół. Nie pasowała tam. Zdradziła mi kiedyś, że tiara zastanawiała się nad Gryffindorem. Pewnie jesteś do niej podobna, tyle, że trafiłaś do domu lwa. Szczerze mówiąc, miałam nadzieję, że ty będziesz w moim domu, ale... ty to nie twoja matka. Masz przyjaciół, a ona znalazła ich dopiero na trzecim roku. To dzięki jej siostrze, Tris była Gryfonką. Inne siostry...
- Znam te historie. - powiedziałam, śpieszyło mi się. Prawda jest taka, że mama miała trzy siostry. Starsze, Veronica i Kristin były dla niej nie miłe. Tylko ciocia Tris zachowywała się jak siostra. Dziwne, ale teraz Veronica przypomina mi Ami. Rude włosy, ten charakter i te zachowania. One są takie podobne.
- Tris zaprzyjaźniła się z Lily Evans, mamą twojego kolegi, Dorcas Meadowes, Mary Macodnald, Marleną McKinnon i z mamą Nevila. Twoja mama najbardziej lubiła Lily. Kolegowała się też z jej kolegą, Severusem Snapem. Obecnym nauczycielem eliksirów. Ta trójka była blisko, aż do piątego roku, ale tą sytuacje powinna wytłumaczyć ci mama. - nie protestowałam. Nic nie wiem o kłótniach czarodziejów. - Po tym wydarzeniu jej najbliższą przyjaciółką była Evans. Później, później, później, na siódmym roku, Lily zaczęła chodzić z Potterem. Severus próbował ją odzyskać, ale na próżno. Często biegał za twoją mamą i chciał, żeby ona porozmawiała z Lily. May oczywiście go unikała i na nic się nie zgadzała. Potem Sam-Wiesz-Kto stał się niebezpieczny. Twoja mama chciała walczyć, ale była już wtedy zakochana w twoim ojcu. Nie chciała go narażać. Potem ON zabił Lily i Jamesa, Dorcas i tak wielu ludzi. - jej oczy były zaszklone, a wzrok pusty - A May się załamała. Żeby złagodzić ból wzięła ślub, urodziła Pamelę. Ale potem znów zawód, Pam nie była czarownicą. Twoja mama tyle jej o tym opowiadała. O Hogwarcie, Quiddithu, ministerstwie, Pokątnej. One obie były zawiedzione. Dlatego nie powiedziała wam o magii. Żeby nie czuć rozczarowania. Ona musiała wybuchać z radości, kiedy zobaczyła wasze listy!
- Skąd pani to wszystko wie? - nie mogłam powstrzymać tego pytania. Ona się roześmiała.
- Mówiłam ci, że nie miała za dużo przyjaciół. Często ze mną rozmawiała. Pomimo tego, że jest czystej krwi, to nie mogła się odnaleźć. To musisz mieć po ojcu. Obserwuje cię. Jesteś pewna siebie i łatwo się odnalazłaś. - popatrzyła na mnie i pogładziła mnie po twarzy. - A wracając do pytania, pisałyśmy ze sobą. Często. Ona jest mi potrzebna, a ja jej.
- Dziękuję. Za informacje i... - tu chwile się zawahałam. - Za pomoc mojej mamie. To dla mnie dużo znaczy. - nauczycielka uśmiechnęła się, a jej głos zatrzymał mnie w drzwiach.
- Powinnaś też nią pisać. - czy powinnam z nią pisać? Na pewno. Napisałyśmy do siebie tylko dwa listy. Inni dostawali je raz w tygodniu. Przynajmniej. Ja z mamą prawie w ogóle nie piszę. A ona pewnie już straciła nadzieję, że kiedykolwiek do niej napiszę. Muszę to nadrobić. Szybko pobiegłam do sowiarnii Usiadłam na podłodze, a pergamin oparłam o parapet. Słowa same wypływały ze mnie, na papier.
- Coś się stało kochanie? - zapytała nauczycielka. Powoli pokiwałam głową i zaczęłam. Głos miałam niepewny.
- Chciałabym coś wiedzieć o mojej mamie. Nie mówiło się u nas w domu o magii, a ja wiem tylko,
że była Puchonką. - nauczycielka uśmiechnęła się - I pomyślałam, że pani jako opiekunka domu mogła dobrze ją znać.
że była Puchonką. - nauczycielka uśmiechnęła się - I pomyślałam, że pani jako opiekunka domu mogła dobrze ją znać.
- A co chciałabyś wiedzieć. - spytała i przyglądała się mi. Czułam się nie pewnie. Po dłuższej chwili się odezwała.
- Twoja mama była bardzo utalentowana i piękna. Zawsze się uśmiechała i promieniowała dobrą energią. Bardzo ją lubiłam, było mi smutno gdy opuściła Hogwart. Zawsze uwielbiała to miejsce, więc nie wiem dlaczego nie opowiedziała ci o szkole.
- W Hufflepuff nie miała zbyt wielu przyjaciół. Nie pasowała tam. Zdradziła mi kiedyś, że tiara zastanawiała się nad Gryffindorem. Pewnie jesteś do niej podobna, tyle, że trafiłaś do domu lwa. Szczerze mówiąc, miałam nadzieję, że ty będziesz w moim domu, ale... ty to nie twoja matka. Masz przyjaciół, a ona znalazła ich dopiero na trzecim roku. To dzięki jej siostrze, Tris była Gryfonką. Inne siostry...
- Znam te historie. - powiedziałam, śpieszyło mi się. Prawda jest taka, że mama miała trzy siostry. Starsze, Veronica i Kristin były dla niej nie miłe. Tylko ciocia Tris zachowywała się jak siostra. Dziwne, ale teraz Veronica przypomina mi Ami. Rude włosy, ten charakter i te zachowania. One są takie podobne.
- Tris zaprzyjaźniła się z Lily Evans, mamą twojego kolegi, Dorcas Meadowes, Mary Macodnald, Marleną McKinnon i z mamą Nevila. Twoja mama najbardziej lubiła Lily. Kolegowała się też z jej kolegą, Severusem Snapem. Obecnym nauczycielem eliksirów. Ta trójka była blisko, aż do piątego roku, ale tą sytuacje powinna wytłumaczyć ci mama. - nie protestowałam. Nic nie wiem o kłótniach czarodziejów. - Po tym wydarzeniu jej najbliższą przyjaciółką była Evans. Później, później, później, na siódmym roku, Lily zaczęła chodzić z Potterem. Severus próbował ją odzyskać, ale na próżno. Często biegał za twoją mamą i chciał, żeby ona porozmawiała z Lily. May oczywiście go unikała i na nic się nie zgadzała. Potem Sam-Wiesz-Kto stał się niebezpieczny. Twoja mama chciała walczyć, ale była już wtedy zakochana w twoim ojcu. Nie chciała go narażać. Potem ON zabił Lily i Jamesa, Dorcas i tak wielu ludzi. - jej oczy były zaszklone, a wzrok pusty - A May się załamała. Żeby złagodzić ból wzięła ślub, urodziła Pamelę. Ale potem znów zawód, Pam nie była czarownicą. Twoja mama tyle jej o tym opowiadała. O Hogwarcie, Quiddithu, ministerstwie, Pokątnej. One obie były zawiedzione. Dlatego nie powiedziała wam o magii. Żeby nie czuć rozczarowania. Ona musiała wybuchać z radości, kiedy zobaczyła wasze listy!
- Skąd pani to wszystko wie? - nie mogłam powstrzymać tego pytania. Ona się roześmiała.
- Mówiłam ci, że nie miała za dużo przyjaciół. Często ze mną rozmawiała. Pomimo tego, że jest czystej krwi, to nie mogła się odnaleźć. To musisz mieć po ojcu. Obserwuje cię. Jesteś pewna siebie i łatwo się odnalazłaś. - popatrzyła na mnie i pogładziła mnie po twarzy. - A wracając do pytania, pisałyśmy ze sobą. Często. Ona jest mi potrzebna, a ja jej.
- Dziękuję. Za informacje i... - tu chwile się zawahałam. - Za pomoc mojej mamie. To dla mnie dużo znaczy. - nauczycielka uśmiechnęła się, a jej głos zatrzymał mnie w drzwiach.
- Powinnaś też nią pisać. - czy powinnam z nią pisać? Na pewno. Napisałyśmy do siebie tylko dwa listy. Inni dostawali je raz w tygodniu. Przynajmniej. Ja z mamą prawie w ogóle nie piszę. A ona pewnie już straciła nadzieję, że kiedykolwiek do niej napiszę. Muszę to nadrobić. Szybko pobiegłam do sowiarnii Usiadłam na podłodze, a pergamin oparłam o parapet. Słowa same wypływały ze mnie, na papier.
Kochana mamo!
Rozmawiałam dziś z profesor Sprout. Chciałam dowiedzieć się czegoś o Tobie, Nigdy nie mówiłaś mi o magii. Chciałam wiedzieć czemu. Nauczycielka wszystko mi wytłumaczyła. Podobno ON zabił Twoją przyjaciółkę, pierwszą w życiu. Współczuję Ci. Nie wyobrażam sobie, żebym straciła nagle Lunę, Ginny, Percego lub Luka. Zawsze wiedziałam, że Tris to najlepsza osoba na świecie i miałam rację. To dzięki niej zdobyłaś koleżanki. Nie wypadało mi pytać Sprout, ale dlaczego na piąty roku przestałyście się przyjaźnić z Severusem? Zostałam dzisiaj do Ciebie porównana i jestem z tego dumna. Wiedz, że w pełni Cię rozumiem. Bardzo Cię kocham. Obiecuję, że będę teraz pisać częściej. Wiedz, że pokłóciłam się z Ami. Spotyka się z Draco Malfoy'em, a żadne z nas tego nie popiera. Nie śpi w naszym dormitorium i jada przy stole Ślizgonów. Przypomina ona ciocię Veronicę. Myślisz, że mam rację? I czy można zmienić dom? Udaję obrażoną, ale się o nią martwię. Proszę doradź mi! Do tego tyle pracy domowej. Skoro pierwszy rok ma tyle, to ile ma siódmy?! Więcej napiszę ci w kolejnym liście. Pozdrów tatę i Willa.
Pozdrawiam!
Alicja
List jest chyba dobry. Szybko znalazłam swoją sowę i dałam jej list, a ona zahuczała wesoło i odleciała. Stałam długo przed sowiarnią i patrzyłam na oddalający się mały, czarny punkcik. Gdy już całkiem sowa znikła mi z oczu, poszłam do szkoły. Dzień piękny. Po drodze minęłam Lunę. ona jak zwykle biegła do Hagrida. Na stadionie trenowała drużyna Krukonów. Następny mecz to Gryfoni - Ślizgoni, ale może ćwiczą na następny. Pod drzewem zobaczyłam Ginny, a Percy wrzucał kamyki do wody, a ja chyba za raz się zrzygam. Ami i Ulizaniec się całują. Prędko wróciłam do zamku i popędziłam na górę. Zatrzymałam się przed portretem Grubej Damy i już byłam w środku.
- Co się stało? - spytał Luke, którego wcześniej nie zauważyłam. Musiałam wyglądać strasznie, tak samo jak się czułam.
- America i Draco się całowali. - powiedziałam na jednym wdechu. Luke wytrzeszczył oczy, a wszyscy zgromadzeni wydali jęk i rozdziawili usta. Lavender Brown i Parvati Patil pobiegły roznieść to dalej. Cholera, powinnam ciszej mówić. Szepty o mojej siostrze przestały być szeptami. Ktoś zaproponował, żeby zmienić hasło. Kilku prefektów, w tym Percy Wesley pobiegli przedstawić ten pomysł profesor McGonagall.
- Nie będziemy mieć spokoju. Gdzie byłaś? - nie zwracając uwagi na rozgardiasz, Luke starał się prowadzić.
- Rozmawiałam ze Sprout. Chciałam się dowiedzieć czegoś o mojej mamie. Podobno przyjaźniła się z mamą Harrego Poterra. - mówiłam cicho. Przynajmniej tak, żeby mnie usłyszał. - Nie pisałam z nią. No tylko raz, ale to były bardziej pretensje. Głupio mi, że ją tak zaniedbywałam. - spuściłam wzrok.
- Nie przejmuj się. - pocieszał mnie - Możesz to nadrobić. Ja też z rodzicami często nie piszę. Ale ja od zawsze miałem świadomość, że jestem czarodziejem. Miałem świadomość, że przyjdzie rozłąka, bardzo długa. Ale pomimo smutku potrafię znaleźć w tym dobre strony. I ty też powinnaś. - uśmiechnęłam się blado. - Będzie dobrze. Tylko musisz w to uwierzyć.
- Dzięki. Na prawdę umiesz pocieszać ludzi. Na prawdę. - powiedziałam to bez sarkazmu. - A ty co robiłeś?
- Nic szczególnego. Wróciłem i odrobiłem część lekcji. Percy... - nie skończył, bo wrócili prefekci.
- Uwaga! Zostało zmienione hasło do dormitorium Gryffindoru. Nowe hasło brzmi Miodojad! Nikt nie ma prawa przedstawić go Americe Prior! Rozejść się i przekazać wiadomość przyjaciołom! - ostatnie słowo za bardzo podkreślił. I ja, i Luke wstaliśmy i ruszyliśmy do przejścia. Pobiegłam znaleźć Ginny i Lunę. Tą pierwszą znalazłam pod drzewem. Siedziała to i coś pisała.
- Ginny! - dziewczyna drgnęła i schowała notes. Potem odwróciła się w moją stronę. - Jest nowe hasło do wieży. Nie wolno go powiedzieć Ami, bo inaczej i ciebie wywalą. Hasło brzmi miodojad. - kiwnęła głową, a ja pobiegłam dalej. Luna była z Hagridem. Powtórzyłam jej wiadomość i wróciłam do zamku. Pokierowałam się do swojego dormitorium i rzuciłam się na łóżko. Co oni zrobią mojej siostrze, jak ją zobaczą? Czy coś jej zrobią? Za dużo pytań, za mało odpowiedzi, ale czy o odpowiedź warto grać?! Zmęczona wydarzeniami, zasnęłam.
- AAAAAAAAAA! - wrzasnęłam i odskoczyłam do tyłu. Dziewczyny poderwały się na łóżkach.
- Lumos! - z różdżki Ginny wystrzeliło światło. - Co się stało? - zapytała z troską w głosie. Cała się trzęsłam ze strachu. Opadłam na podłogę, a Luna złapała mnie za rękę. Po chwili odezwałam się głosem, który musiał być mój, ale tak nie brzmiał.
- T-ta-am b-b-by-ył-a-a j-j-aa-k-ka-aś twarz! - głos mi się trząsł, ale ostatnie słowo wypowiedziałam szybko, pewnie i opanowanie. Wskazałam też na okno.
- Luna, biegnij po McGonagall. - Blondynka puściła moją rękę i pobiegła do drzwi, a po chwili za nimi zniknęła. - Będzie dobrze. Zobaczysz. Nic ci się nie stanie. Za raz przyjdzie McGonagall i wszystko będzie dobrze, jesteś bezpieczna. - ale ja w to nie wierzę. To był autor gróźb. Nie jestem bezpieczna. To był on. Odpowiedź, nie warto o nią grać...
Ta dam! Takie emocjonujące zakończenie! Wiecie, że to już 10?! Dziesiąty rozdział! Z tej okazji dedykacja specjalna. Dla:
Aga - byłaś moją pierwszą czytelniczką na tym blogu. Znalazłaś się tu, ponieważ czytałaś poprzedniego bloga. I pomimo, że go zakończyłam, to ty znalazłaś ten blog. Pomimo tego, że nie było mnie na nim pół roku.
Assarii Cleto - byłaś krótko, ale twoje komentarze dały mi kopa.
Lady Mania - jesteś osobą, która jako jedna z dwóch sama znalazła mojego bloga. Ucieszyło mnie to. Poczułam, że mój blog jest dobry. Twoje komentarze są wspaniałe, dają mi tylllllle weny. Jesteś super czytelniczką! Czasem mi się wydaje, że wcielasz się w moich bohaterów. Mam nadzieję, że zostaniesz z nami, aż do końca, a może jeszcze dłużej...
Panienka Livvi - ostatni komentarz był wspaniały! I to, że się troszczysz o moich bohaterów... To po prostu jest cudowne! Czuję to, że gdybyś mogła to poznałabyś wszystkie odpowiedzi na pytania, które cię dręczą. Dla ciebie postaram się pisać szybciej :) Czuć, że przeżywasz tę historię. Przynajmniej tak mi się wydaje. Mam nadzieję, że też zostaniesz jak najdłużej...
Dorcas Meadowes - Black - cóż mam powiedzieć. Twoje komentarze są przecudne! To jak piszesz, że jesteś zachwycona itp. Nie wiesz jakie to dla mnie miłe. Masz dar pisania komentarzy :) Serio. Mam nadzieję, że będziesz jak najdłużej, a może jeszcze dłużej
Amelka Lewczuk - twoje słowa, że jestem kreatywna, bo wymyśliłam własną postać lub o tym, że nie ma błędów, były bardzooo miłe. Mam nadzieję, że tu jesteś i, że zostaniesz...
- Co się stało? - spytał Luke, którego wcześniej nie zauważyłam. Musiałam wyglądać strasznie, tak samo jak się czułam.
- America i Draco się całowali. - powiedziałam na jednym wdechu. Luke wytrzeszczył oczy, a wszyscy zgromadzeni wydali jęk i rozdziawili usta. Lavender Brown i Parvati Patil pobiegły roznieść to dalej. Cholera, powinnam ciszej mówić. Szepty o mojej siostrze przestały być szeptami. Ktoś zaproponował, żeby zmienić hasło. Kilku prefektów, w tym Percy Wesley pobiegli przedstawić ten pomysł profesor McGonagall.
- Nie będziemy mieć spokoju. Gdzie byłaś? - nie zwracając uwagi na rozgardiasz, Luke starał się prowadzić.
- Rozmawiałam ze Sprout. Chciałam się dowiedzieć czegoś o mojej mamie. Podobno przyjaźniła się z mamą Harrego Poterra. - mówiłam cicho. Przynajmniej tak, żeby mnie usłyszał. - Nie pisałam z nią. No tylko raz, ale to były bardziej pretensje. Głupio mi, że ją tak zaniedbywałam. - spuściłam wzrok.
- Nie przejmuj się. - pocieszał mnie - Możesz to nadrobić. Ja też z rodzicami często nie piszę. Ale ja od zawsze miałem świadomość, że jestem czarodziejem. Miałem świadomość, że przyjdzie rozłąka, bardzo długa. Ale pomimo smutku potrafię znaleźć w tym dobre strony. I ty też powinnaś. - uśmiechnęłam się blado. - Będzie dobrze. Tylko musisz w to uwierzyć.
- Dzięki. Na prawdę umiesz pocieszać ludzi. Na prawdę. - powiedziałam to bez sarkazmu. - A ty co robiłeś?
- Nic szczególnego. Wróciłem i odrobiłem część lekcji. Percy... - nie skończył, bo wrócili prefekci.
- Uwaga! Zostało zmienione hasło do dormitorium Gryffindoru. Nowe hasło brzmi Miodojad! Nikt nie ma prawa przedstawić go Americe Prior! Rozejść się i przekazać wiadomość przyjaciołom! - ostatnie słowo za bardzo podkreślił. I ja, i Luke wstaliśmy i ruszyliśmy do przejścia. Pobiegłam znaleźć Ginny i Lunę. Tą pierwszą znalazłam pod drzewem. Siedziała to i coś pisała.
- Ginny! - dziewczyna drgnęła i schowała notes. Potem odwróciła się w moją stronę. - Jest nowe hasło do wieży. Nie wolno go powiedzieć Ami, bo inaczej i ciebie wywalą. Hasło brzmi miodojad. - kiwnęła głową, a ja pobiegłam dalej. Luna była z Hagridem. Powtórzyłam jej wiadomość i wróciłam do zamku. Pokierowałam się do swojego dormitorium i rzuciłam się na łóżko. Co oni zrobią mojej siostrze, jak ją zobaczą? Czy coś jej zrobią? Za dużo pytań, za mało odpowiedzi, ale czy o odpowiedź warto grać?! Zmęczona wydarzeniami, zasnęłam.
~
Gdy się obudziłam, była godzina późna. Było już ciemno, a dziewczyny spały. Wstałam z łóżka i spojrzałam przez okno. Nic nie widziałam, strasznie lało. Nagle błysnęło, a światło oświetliło czyjąś twarz, która patrzyła się przez okno!- AAAAAAAAAA! - wrzasnęłam i odskoczyłam do tyłu. Dziewczyny poderwały się na łóżkach.
- Lumos! - z różdżki Ginny wystrzeliło światło. - Co się stało? - zapytała z troską w głosie. Cała się trzęsłam ze strachu. Opadłam na podłogę, a Luna złapała mnie za rękę. Po chwili odezwałam się głosem, który musiał być mój, ale tak nie brzmiał.
- T-ta-am b-b-by-ył-a-a j-j-aa-k-ka-aś twarz! - głos mi się trząsł, ale ostatnie słowo wypowiedziałam szybko, pewnie i opanowanie. Wskazałam też na okno.
- Luna, biegnij po McGonagall. - Blondynka puściła moją rękę i pobiegła do drzwi, a po chwili za nimi zniknęła. - Będzie dobrze. Zobaczysz. Nic ci się nie stanie. Za raz przyjdzie McGonagall i wszystko będzie dobrze, jesteś bezpieczna. - ale ja w to nie wierzę. To był autor gróźb. Nie jestem bezpieczna. To był on. Odpowiedź, nie warto o nią grać...
Ta dam! Takie emocjonujące zakończenie! Wiecie, że to już 10?! Dziesiąty rozdział! Z tej okazji dedykacja specjalna. Dla:
Aga - byłaś moją pierwszą czytelniczką na tym blogu. Znalazłaś się tu, ponieważ czytałaś poprzedniego bloga. I pomimo, że go zakończyłam, to ty znalazłaś ten blog. Pomimo tego, że nie było mnie na nim pół roku.
Assarii Cleto - byłaś krótko, ale twoje komentarze dały mi kopa.
Lady Mania - jesteś osobą, która jako jedna z dwóch sama znalazła mojego bloga. Ucieszyło mnie to. Poczułam, że mój blog jest dobry. Twoje komentarze są wspaniałe, dają mi tylllllle weny. Jesteś super czytelniczką! Czasem mi się wydaje, że wcielasz się w moich bohaterów. Mam nadzieję, że zostaniesz z nami, aż do końca, a może jeszcze dłużej...
Panienka Livvi - ostatni komentarz był wspaniały! I to, że się troszczysz o moich bohaterów... To po prostu jest cudowne! Czuję to, że gdybyś mogła to poznałabyś wszystkie odpowiedzi na pytania, które cię dręczą. Dla ciebie postaram się pisać szybciej :) Czuć, że przeżywasz tę historię. Przynajmniej tak mi się wydaje. Mam nadzieję, że też zostaniesz jak najdłużej...
Dorcas Meadowes - Black - cóż mam powiedzieć. Twoje komentarze są przecudne! To jak piszesz, że jesteś zachwycona itp. Nie wiesz jakie to dla mnie miłe. Masz dar pisania komentarzy :) Serio. Mam nadzieję, że będziesz jak najdłużej, a może jeszcze dłużej
Amelka Lewczuk - twoje słowa, że jestem kreatywna, bo wymyśliłam własną postać lub o tym, że nie ma błędów, były bardzooo miłe. Mam nadzieję, że tu jesteś i, że zostaniesz...
Dziękuję!
Subskrybuj:
Posty (Atom)